Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 5 sierpnia 2012

Chapter 11

{Victoria}

Nadszedł wtorek i chemia. Prawie całkowicie zapomniałam o tym sprawdzianie przez cały wir wydarzeń minionych dni i zapewne gdyby Lena nie przesłała mi uprzednio zrobionych notatek, to bym nie zdała. Cieszę się, że ona chociaż jeszcze jest przy mnie, że całkowicie mnie nie zostawiła. Aczkolwiek martwi mnie jej coraz bardziej bliższa przyjaźń z Lizzie, tą szaloną blondynką. W pewnym sensie ona i Lena są podobne - obydwie pozytywnie zakręcone. Ja  jestem ich zupełnym przeciwieństwem - opanowana, spokojna, dobrze wychowana dziewczyna, przynajmniej tak zawsze mówiły koleżanki mamy gdy wpadały na herbatkę. Jak Lenie zaczynało odbijać i miała niesamowite pomysły, ja zawsze ją uspokajałam i sprowadzałam na ziemię. Zaczęłam się zastanawiać czy aby dobrze robiłam - czy nie powinnam była zaszaleć razem z nią? Może ja ją po prostu ograniczałam? Teraz przy Lizzie może robić co chce, jest wolna. Ale z drugiej strony nikt jej nie pilnuje i w dwójkę mogą zmalować coś głupiego... Moja coraz słabsza przyjaźń była jednym problemem, natomiast Liam z Zayn'em drugim. Do tego pierwszego chłopaka niesamowicie mnie ciągnęło, zresztą od zawsze, lecz gdybym teraz wykonała jakiś krok, wyglądała bym na puszczalską, która odbiera chłopaków swojej najlepszej przyjaciółce. Każde jego spojrzenie, słowo, dotyk był dla mnie jak wstrząs. Z kolei Zayn był nie mniej interesujący, jednak to przyciąganie do niego wynikało bardziej z faktu, iż pragnęłam odkryć wszystkie jego sekrety. Taak, zawsze byłam nader dociekliwa i nie odpuszczałam. I oczywiście jeszcze jest Danielle, która cóż... Nasze relacje ochładzają się z dnia na dzień i nic nie zapowiada poprawy. Dalej nie wymyśliłam jak ją przeprosić tak aby mi wybaczyła. Chciałam uciec od tych wszystkich problemów, problem w tym, że nie miała gdzie....

Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek oznaczający początek dwugodzinnego wf'u. Może będę z nią (Danielle) w drużynie i jakoś zaczniemy gadać? Modliłam się w duchu aby tak się stało. Co tydzień na zmianę chodzimy na siłownię i na salę. W tym tygodniu przypadało to większe - sala. Z niechęcią ruszyłam za dziewczynami do szatni; ja osobiście wolałam to drugie, gdyż można było się zrelaksować a nie biegać po boisku jak jakiś wściekły pies i jeszcze spocić, blee. Ale Lena wręcz to uwielbiała i, co właśnie dostrzegłam, Lizzie najwyraźniej też. Wszystkie zawodniczki szybko się przebrały, a ja jak zwykle z moim lenistwem zostałam sama w szatni. Zawiązałam ostatnią sznurówkę i postanowiłam jeszcze szybko skoczyć do toalety, która była tuż przy wyjściu z szatni. Właściwie to jest bardziej mała klitka, a nie wc, lecz nic lepszego nie było tutaj, tak więc, jak to mówią, trzeba brać to co jest. Wychodząc zgasiłam światło, po czym usłyszałam jakieś szybkie kroki w szatni. Obróciłam się o 180 stopni, jednak jedyne co zdążyłam ujrzeć to parę sprężystych loków znikających za szafkami. Zgadywałam, iż była to Danielle, chociaż nie ona jedna ma loki w naszej szkole. Tak czy siak z grymasem na twarzy powlokłam się na tą salę tortur, gdzie przez następne 2 godziny grałyśmy w różne gry zespołowe. Chyba z 15 razy oberwałam piłką, a moje nogi już odmawiały posłuszeństwa, jednak dzielnie wytrwałam do końca. Gdy trenerka oznajmiła, że możemy iść się przebierać z radością pognałam do szatni, zrzuciłam z siebie brudny strój i wskoczyłam pod prysznic, pozwalając ciepłemu strumieniowi wody oblewać całe moje zmęczone ciało.

Następnie udałam się na lunch. Ze szwedzkiego stołu wybrałam sobie parę przypieczonych ziemniaczków, kurczaka i grecką sałatkę. Nie miałam za bardzo z kim usiąść. Do chłopaków nie pójdę, Danielle nawet nigdzie tutaj nie widziałam, zresztą ona i tak by mnie nie zechciała, tak więc jedyną opcją była Lena wraz z Lizzie. Podeszłam do nich i grzecznie spytałam czy mogę się przysiąść, na co Lizzie tylko się uśmiechnęła przerywając swoją kolejną fascynującą historię, a Lena potaknęła wesoło głową, tak że parę jej blond kosmyków zahaczyło o sos ze spaghetti. Ona szybko wytarła je chusteczką i wróciła do jedzenia, podobnie jak reszta ludzi ze stolika. Jedynie Lizzie co chwila coś mówiła, i o dziwo nawet do mnie się uśmiechała, a nie ignorowała jak reszta stołówki.

Nagle do bufetu weszła pani dyrektor a za nią Amber wraz z Danielle. Oho, szykowały się kłopoty. Wszyscy ucichli. Pierwszym szokiem było dla mnie fakt, że te dwie dziewczyny szły tuż obok siebie, moja była najlepsza przyjaciółka i mój największy wróg, drugim zaś to, że podeszli wprost do naszego stolika!
- Panna Montgomery, o ile się nie mylę, tak? - Dyrektorka dość wolno i wyraźnie wymówiła moje nazwisko.
- Tak. - Powiedziałam wstając.
- Panna Peazer oraz Marin - rzekła wskazując na Danielle i Amber - oskarżają cię o kradzież bransoletki należącej do Danielle, czy to prawda?
Lena wciąż przeżuwająca kawałek makaronu o mało się nim nie zakrztusiła i ze znaną sobie charyzmą powiedziała:
- To niemożliwe, pani dyrektor, Victoria nie jest złodziejem!
- Nie z tobą teraz rozmawiam, Leno. A więc? - Spojrzała na mnie.
- Nie ukradłam nic! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. - Odparłam patrząc zdziwiona to na Danielle to na dyrektorkę. Co tym razem strzeliło Dan do głowy? Może nie jesteśmy już najlepszymi przyjaciółkami ale żeby zaraz oskarżać mnie o kradzież?!
- Wiem, Victoria, ponieważ znam cię nie od dziś, jesteś wzorową uczennicą, jednak mam obowiązek przeszukać twoją torbę.
- Proszę, może pani szukać, lecz z pewnością nie znajdzie pani tego czego poszukuje. - Podałam jej mój plecak lekko wystraszona. Ona znalazła zaraz wolny stolik obok i wysypała na blat całą zawartość. Przeszukując ją, wyjęła nagle święcący przedmiot i pokazała mi go. Moje serce zaczęło bić w bliżej nieokreślonym tempie, a z boku dostrzegłam jak Lena wraz z Lizzie niemalże wstrzymują powietrze.
- Co to zatem jest?
- Widzi pani, mówiłyśmy, że Victoria to złodziejka! - Wykrzyknęła Amber, lecz Lizzie zaraz zaprzeczyła:
- Nie prawda, na pewno to wpadło tam przypadkiem!
Posłałam jej wdzięczne spojrzenie i powiedziałam:
- Ja tego nie ukradłam, pierwszy raz na oczy widzę tą bransoletkę!
- Cóż, jak w takim razie wytłumaczysz nam obecność tej biżuterii w twoim plecaku?
Myślałam bardzo ale to bardzo szybko i intensywnie, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Wiem tylko, że tego nie ukradłam. Nagle coś zaświtało. Wf. Szatnia. Toaleta. Loki w szatni. Danielle! To ona wtedy musiała mi podrzucić swoją bransoletkę!
- Ukradła ją, kiedy została sama w szatni przed wf'em, pani dyrektor. - Stwierdziła Amber patrząc na mnie.
- Nie prawda, zresztą ja byłam w toalecie, a gdy wyszłam ujrzałam, że ktoś krzątał się po szatni. To musiała być Danielle wrzucająca swoją biżuterię do mojej torby! Widziałam jej loki!
- Nie ona jedyna ma loki w tej klasie, złotko. - Z uśmiechem rzekła Amber, jakby czytając mi w myślach.  - Poza tym Dan cały czas była z nami na sali, prawda dziewczyny? - Spojrzała na Jennifer i Kimberly, które zaraz grzecznie ją poparły.
- Na chwilę się wymknęła, przecież sama widziałam.
- Widziałaś jej twarz?
- No nie, ale loki....
- No właśnie, więc nie kłam, dobrze? - Śmiałość bijąca od Amber położyła mnie na łopatki, po prostu nie potrafiłam z nią walczyć.
- Ale ja nie kłamię, nigdy niczego nie ukradłam, zresztą nie mam nawet motywu! Musiała jakoś przypadkiem znaleźć się w moim plecaku, zakładam, iż to Amber lub Danielle ją wrzuciły! - Już nic więcej nie mogłam wymyślić na swoją obronę. Plan tych dwóch dziewczyn był błahy i prosty, lecz jakże skuteczny. Potwierdziły to następujące słowa dyrektorki:
- Przykro mi, ale zgodnie z kodeksem musisz ponieść karę.
- Ja mam nawet pomysł. - W oczach Amber pojawiły się złowieszcze płomyki. - Niech to ona będzie uczyć odtąd Zayn'a Malika zamiast Leny. Myślę, że wyjdzie jej to na dobre, przynajmniej pozna kogoś nowego wreszcie. - Powiedziała z lekceważeniem. Nie miałam pojęcia czemu ona mnie tak nienawidziła. Nic jej nie zrobiłam. Być może byłam po prostu łatwym celem?
- Co? - Wykrztusiłam. Spostrzegłam, iż siedzący przy stoliku z kumplami Zayn zmrużył tylko oczy czekając na dalszy rozwój sytuacji.
- Hm, nie jest to zły pomysł. Danielle, uważasz, że taka kara będzie wystarczająca?
- Tak pani dyrektor.
- Dobrze. Lena? Zgodzisz się zamienić?
Widziałam tą niepewność w oczach mojej przyjaciółki, która z jednej strony bardzo chciała się pozbyć Zayn'a ze swojego życia, ale z drugiej nie zamierzała go przekazywać mi, wiedziała, że ja również za nim nie przepadam. Chociaż chyba ostatnie wydarzenia, moje wyjście z nim i z Liam'em pokazywało wręcz przeciwnie....
- Uhm, chyba tak, ale ja nie wiem czy.... - Zaczęła Lena lecz dyrektora szybko jej przerwała.
- Zatem wszystko ustalone i bardzo proszę aby taka sytuacja się już więcej nie powtórzyła. Tym bardziej, że nie spodziewałam się tego po tobie, Victorio. - Rzuciła mi smutne spojrzenie i pośpiesznym krokiem wyszła ze stołówki. Siadłam załamana na krześle, gdyż zostałam okrutnie wrobiona i najgorsze było to, że nie mogłam nic z tym zrobić. Byłam tylko małym, nic nie znaczącym robactwem.
- Nie ma za co, Lena. - Usłyszałam z ust Amber. Podniosłam głowę, nie mogąc uwierzyć. Czyżby Lenny też brała w tym udział?! Spiskowała przeciwko mnie z plastikami, zdradziła mnie i wrobiła w kradzież tylko po to, aby uwolnić się od Zayn'a! Nie wierzę, nie wierzę... Podeszłam do niej i zaczęłam:
- Jak mogłaś?! Współpracowałaś z nimi? Tak, tak?!
- Nieeee, Victoria, posłuchaj, ja nigdy, przenigdy....
- Przestań kłamać Lena, chyba sama widziałaś co tutaj zaszło! - Teraz już się porządnie zdenerwowałam i dałam upust moim długo skrywanym emocjom. - Wykorzystałaś całą sytuację, żeby mnie pogrążyć jeszcze bardziej, aby uwolnić się od Zayn'a, przez jego nieodwzajemnione uczucia do ciebie! - Niemalże wrzasnęłam ostatnie słowa. Dopiero po chwili zakryłam sobie usta dłonią, widząc wyraz twarzy Leny. Cała ludność w stołówce słyszała dokładnie każde moje słowo, jednak widziała też jak szkolne gwiazdy wraz z Danielle i Leną mnie upokarzają. Obróciłam się dookoła samej siebie, lecz widząc wszędzie same nienawistne spojrzenia po prostu uciekłam, jak tchórz. Wybiegłam z jadalni i poleciałam w kierunku szafek, wiedząc iż raczej nikogo tam teraz nie znajdę. Wszystko w jednym momencie się waliło, ja sama zaczęłam budować mur nieprzyjaźni między mną a moimi przyjaciółmi. Gdy wybierze się już pewne drogi nie można z nich zawrócić. Oby z tej chociaż się udało, modliłam się w duchu.

{Zayn}

Siedziałem na krzesełku pod pokojem dyrektorki od dobrych piętnastu minut wpatrując się uparcie w sufit i bawiąc się zwisającym sznurkiem z mojej czarnej bluzy. Victoria wraz z innymi uczestniczkami dzisiejszego zamieszania została wezwana do pokoju naszej przywódczyni. Liam czekał teraz na nią przed, a ja razem z nim, właściwie to tylko dlatego żeby się zerwać z lekcji matematyki, z naszym profesorem była to prawdziwa męczarnia. Każdy uczeń według niego powinien rozwiązywać poszczególne zadania w tempie błyskawicznym, jednak nie wszystkich było na to stać. Niektórych bo nie umieli, a niektórym się po prostu nie chciało, tak jak mi. Tak czy siak ofiarowałem Liam'owi swoje wsparcie w postaci siedzenia z nim i czekania na jego dobrą przyjaciółkę Victorię, o którą nie wiadomo czemu zaczął się nagle bardzo troszczyć. Po części wynikało to z faktu, że obydwoje zostali teraz odrzuceni przez szkolną elitę - stali się pośmiewiskiem. Znaczy się dziewczyna nieco większym niż mój przyjaciel - on przynajmniej miał jeszcze jakichś kumpli, którzy nie stracili w niego wiary. A po dzisiejszym wystąpieniu na stołówce widać było, że nawet najlepsza przyjaciółka Victorii nie chce się już z nią zadawać. Co to w ogóle miało być, pierdolenie o jakiś nieodwzajemnionych uczuciach Leny względem mnie. Wielkie mi co, nie ona pierwsza nie ostatnia się we mnie zabuja, a Victoria zaraz to wykrzyczała jej prosto w twarz... Cóż, dla mnie to nie miałoby najmniejszego znaczenia, ale wiadomo, dla lasek to zaraz wielka tragedia, rozpoczynają się wrzaski, jęki, płacze i zaraz wszystkie trafiły tu gdzie teraz siedzą.

Szczerze mówiąc, gdyby Danielle nie była właśnie eks mojego dobrego kumpla, to zapewne bym coś może z nią kombinował, ale patrząc na okoliczności jakie zaistniały musiałem wykluczyć tę możliwość. Z kolei Lena z Victorią zawsze takie ciche myszki, a teraz proszę. Ta pierwsza mało mnie obchodzi, ta druga właściwie też, jednak jakimś cudem wie zbyt dużo o moim życiu. Dlaczego Bóg zsyła mi Victorię w najmniej odpowiednich momentach? Ach tak, zapewne dlatego, że Bóg mnie nie lubi, to swego rodzaju zemsta za to całe picie i palenie, ech. Dziewczyna wie niepotrzebne rzeczy i dlatego, dla własnego bezpieczeństwa muszę pilnować jej i jej języka. Chociaż muszę przyznać, że nieco mnie intryguje. Jako nieliczna... A właściwie chyba jedyna osoba od dość dawna zainteresowała się moim życiem. Chce dowiedzieć się całej prawdy i jak sama powiedziała 'nie odpuści'. Po co jej to? Dlaczego wtyka nos w nieswoje sprawy, pragnie rozwikłać zagadkę mojego bałaganu, zwanego potocznie życiem? Nie mogłem jej rozgryźć, znaleźć motywu. Być może gdyby mi się to udało, mógłbym ją zatrzymać. Tak w ogóle ciekawe jak wygląda jej życie....
I jeszcze jest Lena. Ostatnio się zmieniła, trudno mi ocenić czy na lepsze.Stała się odważniejsza, ale to jeszcze nic nie polepsza. Chociaż muszę przyznać, iż ta jej nowa kumpela Lizzie jest niezła. Twarda dziewczyna, wie czego chce, wie ile można zaszaleć i gdzie są granice tego wszystkiego.
Nie to co pseudo najlepszy przyjaciel Leny, Harry Skurwiel Styles, który powinien dostać dużego kopa w dupę od życia. On od samego początku miał wszystko, wszyściusieńko, co tylko zechciał zaraz dostawał. Nawet nie wie co to znaczy praca, ból, cierpienie, poświęcenie....

W tym momencie drzwi się otworzyły i wyleciały z nich wszystkie dziewczyny, prócz Leny, która wyszła cicho za nimi i Victorii, która ledwo się stamtąd wywlekła. Nieco blada, szła chwiejnym krokiem. Wstałem idąc do niej i chcąc ją podtrzymać, jednak ona zaraz rzuciła się w ramiona Liam'a. Okej, może trochę przesadziłem, po prostu on podszedł pierwszy do niej i zrobił to co ja planowałem. Wiadomo, on jest jej lepszym przyjacielem niż ja. Obydwoje są teraz w nieco dupiatej sytuacji i w związku z tym trzymają się razem, ale hej, sami się w takie gówno wkopali. Zresztą co ja się w ogóle przejmuje Victorią, to chyba raczej Liam na nią prędzej leci niż ja, jemu w chuj zależy, zawsze sobie szybko znajduje nowe zdobycze.


{Lena}

Victoria jest na mnie wściekła. Victoria mnie zabije. Victoria już nigdy się do mnie nie odezwie. Victoria nie wie, że ja nic a nic nie zrobiłam, że nigdy przenigdy bym jej w życiu nie zraniła, że bardzo ją kocham i strasznie mi na niej zależy.... Ale Victoria ma teraz to w dupie. Amber, Jennifer, Kimberly wraz z Danielle ją wrobiły w kradzież bransoletki i przy okazji wmówiły, że to ja z nimi współpracowałam! A moja (dawna) najlepsza przyjaciółka im uwierzyła... Nie wiem co bolało bardziej - to, czy też może jej szczere oświadczenie na mój temat podczas lunchu, o całych tych uczuciach do Zayn'a. Szkoda tylko, iż ona nie wiem, że to już dawno i nieprawda, że moja miłość do Malik'a dość szybko się ulotniła po tym jak mnie zjechał. Znaczy się oczywiście na początku bolało, ale jak to mówią, czas leczy rany. W każdym razie tym razem Victoria przegięła, bo chyba każdy wie, że istnieją pewne sprawy nie bez powodu nazywane sekretami. Są jak małe kangurzątka ukryte ciepło w torbie mamy, nie mają prawa wyjść na zewnątrz, dopóki mama, jego właścicielka się nie zgodzi. Vic po części upokorzyła mnie przed wszystkimi, ja jakoś nie miałam zamiaru mówić mojej szkole o mojej jakże ogromnej miłości do Zayn'a. Jednak muszę przyznać, że odkąd odkryłam jaki on jest, po tym jak dał mi wyraźnie do zrozumienia co o mnie sądzi, zrezygnowałam. To trudne, bo z jednej strony nadal mi na nim zależało, a z drugiej chciałam jak najszybciej zapomnieć i puścić w niepamięć parę ostatnich miesięcy mojego nieudolnego podrywu. Starałam się zamienić tą miłość w nienawiść i prawdopodobnie na zewnątrz mi się to całkiem nieźle udawało, lecz w środku serce dalej nie odpuszczało. Trzymało się kurczowo duszy Zayn'a i w każdej możliwej sytuacji starało mi się o nim przypominać. Jego uśmiech, magnetyczne oczy, niesforne kosmyki kruczo czarnych włosów.... I to jak przygryzał wargę gdy o czymś myślał. Mieszało mi to trochę w głowie.
- Lena, to co idziesz? - Spytała nagle Lizzie siedząca obok mnie na murku za szkołą. Po zakończonej nauce usiadłyśmy tu w spokoju aby wypić lemoniadę, którą ona załatwiła ze sklepu obok.
- Hm, ale gdzie? - Oderwałam się od pięknego bujania w obłokach i wróciłam na ziemię.
- W ogóle mnie nie słuchasz, no. Słuchaj, Lenny, wiem, że cię trapi to całe dzisiejsze zajście, ale Victoria też trochę przegięła z tym Zayn'em, przecież to twoja sprawa, albo inaczej, to była zapewne sprawa między wami i nie miała prawa tego rozgadywać całemu światu! Także, wierz mi, iż ona także nie jest bez winy. Właściwie to ty niczego nie zrobiłaś, przecież nie zgadałaś się tymi plastikami, co nie?
- Jasne, że nie.
- No właśnie, także Victoria mogłaby trochę wyluzować. Idziemy na wieczór horrorów do kina Alfa i Omega, idziesz też?
- A kto idzie?
- Ja i Niall, nie martw się, Ben nie idzie, po tym jak mu Niall przywalił w szczenę raczej nie chce się z nami widywać... I vice versa.
Stanęłam osłupiała. Niall mu przywalił?! Swojemu najlepszemu przyjacielowi? Czemu?
- Co? Dlaczego?
- Cholera, miałam ci nie mówić! - Palnęła Lizzie, po czym walnęła się w czoło i zaczęła po cichu:
- Kurde, chyba jeszcze pogorszyłam sytuację.
- Tak, zdecydowanie. - Przytaknęłam. -  A więc? Czemu miałaś mi nie mówić? Czemu Niall mu przywalił?
- No więc, bo ten... Bo się pokłócili.
- O co? I kiedy to się stało?
- Dobraaa, no, powiem ci! Ale musisz mi przyrzec, że nic mu nie powiesz!
- Okej.  - W sumie od Lizzie dość łatwo było wyciągać informacje.
- Więc pamiętasz tę noc po imprezie?
- Uhm. - Nie chciałam wracać wspomnieniami do ciepłego łóżka Ben'a, w którym przeżyłam chwile największej grozy oraz do ciągłego zapachu chłopaka na moich ubraniach, którego przez dłuższy czas nie mogłam sprać.
- Obydwie wiemy co wtedy Ben chciał zrobić. Po tym jak spotkałaś Niall'a i powiedziałaś mu o zaistniałej sytuacji on się wściekł i poszedł do Ben'a i się pokłócili i on mu przywalił za to, że był takim chujem wobec ciebie....
- Zaraz. - Przerwałam skinieniem ręki. - Niall mu przywalił za to.... za to co Ben mi zrobił? Lub może chciał zrobić?
- W pewnym sensie. Wieeeesz, Nialler to taki dżentelmen, on zawsze obroni dziewczynę, pomoże, przytuli, pójdzie z nią wszędzie, on się naprawdę troszczy i jest przekochany i zawsze ładnie wygląda z tymi rozwianymi włosami, zwłaszcza jaki ich nie poukłada i są takie rozczochrane, a jak mówi to często drapie się w nosek lub tak śmiesznie podnosi jedną brew...
Z rozmarzonego tonu Lizzie i jej maślanych oczu na myśl o Niall'u mogłam się domyślić tylko jednego...
- Lizzie, czy tobie się przypadkiem nie podoba Nialler? - Zapytałam z uśmiechem, nie owijając w bawełnę.
Liz zarumieniła się tak bardzo jak jeszcze nikt nigdy. Wyglądała naprawdę uroczo, sądzę, że razem z Niall'em ładnie by wyglądali. Ona lekko pokręcona lokata blondynka z ciemniejszymi pasemkami, wszędzie jej zawsze pełno i on, niby spokojny, ale wszyscy wiemy, że cicha woda brzegi rwie.
- Tak jakby. Okej, masz mnie Lenny. Ale musisz znowu obiecać, że nikomu nie powiesz, ZWŁASZCZA jemu!
- Obiecuje, och Lizzie tak się cieszę, naprawdę byście dobrze razem wyglądali! - Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją ciesząc się jej szczęściem.
- Serio tak uważasz, dzięki Lenny, bo wiesz, że twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Właściwie on czasami jest na serio taki dziki jak ja i jeszcze wiesz, spędzamy dużo czasu razem i zawsze się dobrze bawimy.
- Jesteście po prostu dobrymi przyjaciółmi, poza tym widzę, że on też cię lubi. Skoro tak dużo z tobą spędza czasu.
- No właaaśnie, tylko ja nie wiem co zrobić, bo chciałabym żeby z tego wyniknęło coś więcej, tylko jak?
- Uhm, wydaje mi się, że najlepiej byłoby gdybyś na przykład czasami złapała go za rękę i zobaczysz wtedy jego reakcję. Albo na imprezie zrób coś szalonego, coś w stylu pocałuj go i ciekawe co on zrobi. Zawsze następnego dnia możesz powiedzieć, że byłaś pijana, hehe.
- Hehe, dobree! - Przybiła mi piątkę pociągając za słomkę łyk lemoniady. - Dzisiaj idziemy do kina, pomóż mi zrobić coś, żeby zwrócić jego uwagę.
- Ależ Lizzie, cały czas jesteście razem, on na pewno już na ciebie ciągle patrzy! Może on czuje to samo co ty?
- Omg, to by było niesamowicie, wiesz, ja nigdy nie miałam tak cudownego przyjaciela jak on. Znaczy się był Ben, ale on od pewnego czasu ma ochotę mieć co noc inną laskę w swoim łóżku....
- Wiem, co masz na myśli. - Westchnęłam i zaraz na myśl przyszedł mi Harry, jakże podobny w tej kwestii do Ben'a.
- Spotkamy się o 17.45 pod kinem, o 18 jest seans, okej? - Powiedziała dziewczyna biorąc swoją torbę.
- Pewnie. - Uśmiechnęłam się po czym ruszyłyśmy w kierunku przystanku.
- I hej. Nie martw się. Jeśli ciebie z Victorią łączy naprawdę mocna więź, ona ci wybaczy.

*parę godzin później*

Tak więc nieco inaczej sobie wyobrażałam ten seans, ale nie jest tak źle. Po pierwsze leci już drugi horror, który jest równie denny jak pierwszy. Od samego początku wszyscy w siebie rzucają nożami i wszędzie leje się krew, aż mam już mdłości. Po drugie Niall i Lizzie ciągle o czymś szepczą, a Liz tylko czasami odwraca się do mnie i coś tam napomknie. Och, i jeszcze jedzą jeden popcorn, a ja mam swój własny. Po części był to nasz plan, aby oni mieli wspólny, jako że pomagam Lizzie zdobyć wymarzonego chłopaka, to zgodziłam się na taki układ z jedzeniem. Jednak nie ukrywam, iż teraz zaczęło mi to trochę przeszkadzać.
Przysypiałam już trochę, gdy nagle Niall wstał i zaczął się przeciskać między siedzeniami, prawdopodobnie do toalety, bo właściwie gdzie indziej można by było iść. Zaczęłam rozważać ten pomysł, przecież oni by nawet nie zauważyli gdybym zniknęła na trochę dłużej, może nawet bym się wkręciła na jakiś inny, ciekawszy seans. Blondyn szedł w moją stronę, jako że była to najkrótsza droga to wyjścia, a gdy już jego nogi lekko otarły się o moje, odwrócił się do mnie, spojrzał przez chwilę (raczej zbyt wiele nie widział, gdyż było całkowicie ciemno) i na sekundę pochylił, udając potknięcie. Wtedy poczułam jak kładzie mi coś na dłoni, która dotąd w spokoju leżała na kolanie. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż chłopak bardzo szybko odszedł schodkami w dół, ku wyjściu, nawet się nie odwracając. Spojrzałam teraz z kolei na Lizzie - jednak ta była zbyt pochłonięta filmem by cokolwiek zarejestrować. Zaczęłam obracać w dłoni ową rzecz i po chwili spostrzegłam, iż jest to skrawek papieru. A więc to tak. Liścik. Tylko czemu do mnie? Ukradkiem wyjęłam telefon i w zagłębieniu fotela włączyłam wyświetlacz, który rzucił trochę światła na tajemniczą wiadomość od Niall'a. Przeczytałam ją ze zdumieniem po czym usiadłam i zaczęłam intensywnie myśleć o co też mogło mu chodzić.
" Wyjdź do toalety, teraz, już, proszę. "
Nie zastanawiając się długo, cichutko wyślizgnęłam się z rzędu i zaczęłam iść w kierunku drzwi. Raczej nic nie stracę z tego pseudo horroru, można by nawet rzec, że Horan ratuje mnie z tego cierpienia. Tymczasem idąc zastanawiałam się po co mnie wzywa... Chyba nie chce mnie zgwałcić, jak to planował jego były kolega?


____________________________________________


Hej, hej, wybaczcie, że rozdział nie pojawił się w czwartek jak planowałam. :( Miałam parę problemów prywatnych.

Tak jak prosiłyście jest kawałek z perspektywy Zayn'a. Nie zdradza on za wiele, ale widzicie przynajmniej jak chłopak widzi innych bohaterów. Chciałam jeszcze dodać, że to nie jest historia jedynie o Zayn'ie, także nie możecie po mnie oczekiwać, iż będzie on w każdym rozdziale. Muszę także rozwijać wątki z innymi ludźmi. :)
+ Jeśli macie jakieś propozycje lub życzenia co do następnych rozdziałów to śmiało piszcie, postaram się je spełnić.

Okej, nie rozpisuje się za bardzo, tym bardziej, że nie mam za bardzo humoru. Rozdział wyszedł taki troszkę byle jaki, ale w następnym się postaram bardziej, nieco więcej akcji dam. :D

Udanych wakacji! Wykorzystajcie je jak najlepiej! :>
YOLO!

xoxo
Mika


 

poniedziałek, 23 lipca 2012

Chapter 10

{Victoria}

Nienawidzę tego uczucia gdy mam ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć z tego świata - najlepiej w swoim własnym królestwie jakim jest mój pokój, zamknąć się i płakać w nieskończoność aż cały potok łez wyleje się ze mnie i wreszcie będzie dane mi zasnąć i być może zapomnieć. Mam wielką gulę w gardle, która jako jedyna powstrzymuje mnie wybuchnięciem płaczem. I właśnie będąc w takim stanie muszę brnąć dalej w życie, zakończyć ten dzień, tą zwariowaną imprezę, z honorem. Muszę wytrwać zawistne spojrzenia innych, podróż autem aż wreszcie męczące pytania mamy. Muszę udawać, że wszystko jest okej, założyć maskę sztucznego szczęścia i po prostu żyć.

Wspinałam się (dobra, to może za dużo powiedziane) szłam lekko pod górkę, w kierunku auta. Moim jedynym marzeniem była teraz samotność, ale najwyraźniej los mi nie sprzyjał gdy tuż przede mną nagle wyrósł Zayn. Siedział oparty na murku, wyciągając właśnie kolejnego papierosa. Czy ten człowiek chociaż na chwilę nie mógłby przestać z tymi petami? Jakby czytając mi w myślach on podniósł głowę i ciągle na mnie patrząc, spytał:
- Czy będzie ci przeszkadzało jeśli zapalę?
- Tak trochę.  - Spojrzał na mnie zdziwiony jakby nie takiej odpowiedzi oczekując, jednak już po chwili schował papierosa do pudełeczka. Marlboro Lights. Nie patrząc nawet na niego usiadłam na tym samym murku w pewnej odległości od chłopaka. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie był Liam, który był moim transportem. Co znaczy, że byłam w kropce, bo nie miałam się jak stąd wydostać.
- Chyba możesz to już zdjąć. - Wyrwał mnie z zamyślenia Malik wskazując palcem na wciąż tkwiącą na mojej głowie czapkę. Przez to całe zamieszanie całkowicie o niej zapomniałam.
- Uhm, tak, masz rację. - Moje ciemne włosy opadły uwolnione na ramiona. W tym momencie musiałam obrócić głowę, tak że patrzyliśmy sobie teraz prosto w oczy. Jego były czekoladowe, a moje całe załzawione. Nie uszło to uwadze chłopaka.
- Wszystko okej? - Spytał z udawaną troską, przynajmniej tak mi się wydawało. W życiu nie uwierzę, że Zayn troszczy się o coś, co nie jest jego własną dupą. Różne plotki chodziły po szkole, jednak żadna nie przedstawiała go jako troskliwego i kochanego chłopaka. Był kimś, kto lubi się napić, nieustannie pali i dba jedynie o własne interesy.
Chcąc nie chcąc musiałam teraz na niego spojrzeć ponownie, gdyż, jak zawsze powtarza mi mama, podczas rozmowy najważniejszy jest kontakt wzrokowy.
- Tak. - Skłamałam, oczywiście. Jednak po chwili zaczęło się we mnie gotować. Skoro już się zapytał, zadał to głupie pytanie, to czemu nie powiedzieć mu prawdy? - To znaczy nie. Jak do cholery może być dobrze, kiedy wszyscy mnie nienawidzą?! Moje dwie najlepsze przyjaciółki nie chcą mnie widzieć, i teraz jeszcze Liam znika, jakby chciał się mnie po prostu pozbyć, jak jakiegoś śmiecia! Mam ochotę uciec gdzieś, ale nie mogę, czuję się jak w labiryncie, w pułapce bez wyjścia.... - Odwróciłam wzrok i złapałam się za głowę, uświadamiając sobie, że zwierzam się właśnie Zaynowi Malikowi, potworowi bez uczuć. Błąd. - Przepraszam, Zayn. Nie wiem nawet czemu ci to mówię. Ciebie to i tak mało obchodzi jak wszystko dookoła.
- Co? Nieprawda, wcale nie. Czemu tak uważasz?
- Bo tak jest i już. Strasznie boli mnie głowa. - Jęczałam wciąż trzymając dłoń na włosach.
- Chcesz może aspirynę? Mam tu coś w kieszeni. - Powiedział, po czym zaczął grzebać w wymiętych, ciemnych dżinsach. Podniosłam głowę nieco wyżej, zastanawiając się co to ma wszystko znaczyć. On ma tam apteczkę czy jak? Nie miałam pojęcia, że nosi w tej kieszeni coś, co jest pomocne i czego nie można zapalić.
- Hm, dzięki... - Wzięłam od niego tabletkę, zastanawiając się na ile mogę mu ufać. - Zayn, czemu to robisz tak właściwie?
- Co robię? - Zaskoczony uniósł brwi do góry.
- Pomagasz mi. Nie wiem czy pamiętasz, ale jeszcze parę dni temu zmieszałeś moją najlepszą przyjaciółkę Lenę z błotem a mnie wciągnąłeś w jakieś popaprane interesy, z których musiałam cię ratować. - Wypomniałam mu jedno z naszym pierwszych spotkań, podczas którego ratowałam go rannego z lasu, pobitego przez jakiś chłopaków.
- Nie kazałem ci iść wtedy za mną, sama tego chciałaś. Poza tym jesteś pewna, że ona wciąż zechce być twoją najlepszą przyjaciółką? - Co ten idiota sobie wyobraża, oczywiście, że dalej będziemy się kumplować. Mierzyliśmy się wzrokiem parę sekund, po czym przerwało nam przyjście Max'a.
- Och, Zaynuś, jak się masz? - Uśmiechnął się szeroko, przyciskając zakrwawiony ręcznik do nosa.
- Nic ci nie  jest? - Spytałam się go przerażona widokiem krwi, nie mając pojęcia co zaszło.
- Ależ nie, wszystko okej. To twój chłopak ci nie powiedział jak mnie walnął w twojej obronie? Kochany, ach.
- Co? Jaki mój chłopak? - Spytałam zdezorientowana.
- Och, Zayn jest takim skromnym gościem. Powiedziałem mu prawdę o tobie, a ten mnie powalił na ziemię, i szczerze mówiąc mogłem nie rozdzielać jego i Liam'a wcześniej, tobym potem nie oberwał. Ale ja chciałem im pomóc. Nigdy więcej. - Dokończył z zaciśniętymi zębami. Widziałam kątem oka Zayna z kamienną miną wpatrzonego w Max'a. - Nie odezwiesz się, tępaku? - Chłopak przybliżył się do Mulata. - A może jak nazwę ją jeszcze raz pizdą to wreszcie ruszysz ten zasrany tyłek?!
- Wynoś się stąd, Max, albo jeszcze inne twoje miejsca zaczną krwawić.
Myślę, że z pewnością doszło by do bitwy, jednak w tym momencie przyszli koledzy Max'a i zgarnęli go, zanim piekło się rozpętało. Całe szczęście. Jednak Malik miał mi coś do wyjaśnienia.
- Czemu go uderzyłeś? - Spytałam cicho, wpatrując się pustym wzrokiem w trawę. Pośród poszczególnych roślinek zauważyłam zwarty szyk mrówek zmierzających zapewne do mrowiska.
- Nie ważne. - Mruknął.
- Ważne. - Powiedziałam oczekując odpowiedzi, chociaż i tak ją znałam, jeśli to co powiedział Max było prawdą. - Uderzyłeś go.... W mojej obronie? Zrobiłeś coś dla mnie... Miłego. Hm. Tak więc... Dziękuje, Zayn.
Widać było, że ciężko mu było tego słuchać, ale ja byłam ciekawa co mi odpowie, co zrobi.
- Max sobie już od dawna grabił, teraz po prostu nadarzyła się okazja aby wyrównać rachunki. - Nie potwierdził ale też nie zaprzeczył tego co ja powiedziałam. Cholernie zagadkowy z niego chłopak.
- Zayn, w co ty grasz, szukasz zwady czy jak?
- Nie twój biznes. Chyba, że się o mnie troszczysz, co? - Ujrzałam nikły uśmiech na jego twarzy, jakże rzadki. Odniosłam wrażenie, że się ze mnie wyśmiewał. Świetnie, po prostu pięknie. Ale nie dam mu tej satysfakcji.
- Nie. Mam własne problemy na głowie. Nie mogę po prostu uwierzyć, że zrobiłeś coś dla mnie, że byłeś miły, że... Masz uczucia. - Chciałam się odegrać. Ale dopiero po tym jak wypowiedziałam ostatnią część zdania, zdałam sobie sprawę jak głupio to zabrzmiało.
- Wiesz, co starałem się być miły, ale ty chyba też masz jakiś problem ze sobą, skoro lubisz naśmiewać się z innych.
- Nie naśmiewam się!
- Nie, w ogóle. "Że ja mam uczucia.", co to niby miało być?
- Wiesz, różne rzeczy ludzie mówią i....
- A ty oczywiście musisz ich słuchać. Nie, stop, zresztą dobra, nie ważne, nie zależy mi na twoim zdaniu. Okej, możemy przyjąć, że nie mam uczuć, jak chcesz. - Wzruszył ramionami, odwracając się w przeciwną stronę.
- Zayn, ja nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Jezu, już wszyscy mnie dzisiaj nienawidzą, proszę, nie bądź kolejną osobą.... - Nie wiadomo czemu po moim policzku spłynęła łza. - Przepraszam. Chodzi o to, że ja nie mam już nikogo, wiesz? Myślę, że powiedziałam to w przypływie złości, bo ty masz kumpli i wszystko, a ja przez jeden błąd straciłam wszystko. Dwie przyjaciółki, nawet Liam'a, który dopiero od niedawna zaczął się ze mną zadawać. Nie mam... Nie mam nic. Nie mam już nikogo! - Podciągnęłam kolana po brodę i schowałam w nich  głowę, po czym objęłam je rękoma. Moje życie to porażka. Tkwiłam w tej pozycji embrionalnej dopóki nie poczułam czyjejś ciepłej dłoni na ramieniu.
- Masz mnie.
Podniosłam zapłakanie oczy i ujrzałam ciemną twarz Zayn'a, wpatrującą się we mnie. O dziwo nie miał lekceważącego wyrazu twarzy, a w jego oczach można było zobaczyć troskę i szczerość.
- Ciebie? - Szepnęłam.
- No... Tak. Pomogłaś mi kiedyś, teraz ja pomogłem tobie. Przez to tak jakby staliśmy się kumplami. Nie chcę, żebyś płakała. Wiesz, ja znam Liam'a i to całe zamieszanie to tylko i wyłącznie jego wina. Namówił cię na to. Wszystko będzie... Będzie dobrze. - I tak po prostu, ot tak, uśmiechnął się do mnie. - Nie będziesz chyba płakać przez jakiegoś dupka, co? Pomyśl sobie jak bardzo on ma przesrane. U swojej laski, u ciebie, u Max'a, u wszystkich. I co jego orszak laseczek na to powie? - Na samą myśl o tym sama się zaśmiałam, na co Zayn zawtórował mi tym samym. Nie był do jakiś brechot, lecz delikatny i melodyjny śmiech.
Mogłoby się wydawać, że ten gest, to położenie ręki na moim ramieniu nie było niczym wielkim, jednak znając Mulata, wiedziałam, że był to naprawdę miły gest z jego strony. Możliwe, że jeden z nielicznych jakie kiedykolwiek zrobił. Nigdy w szkole nie widziałam, żeby on sam z siebie zarywał do dziewczyny, zresztą nigdy nie potrzebował. Laski same mu się nawijały a on od czasu do czasu skłonny był do przelotnego flirtu aby zaspokoić swoje aspiracje.
- Dzięki, Zayn, w sumie nigdy nie pomyślałam, że będziemy się wspólnie z czegoś śmiać. - Siedzieliśmy i po prostu patrzyliśmy się na siebie, obydwoje pogrążeni we własnych przemyśleniach. Czarne niesforne kosmyki opadały mu wesoło na czoło gdy opowiadał mi jakąś śmieszną historię, która mu się ostatnio przydarzyła. Doszła do tego jeszcze mimika twarzy i zawzięte gestykulowanie i BAM - Zayn Malik otworzył się przede mną, pokazał mi stronę, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam. Zaskakiwało mnie to i trochę straszyło, czy przypadkiem sobie nie żartuje. Ale te brązowe tęczówki oraz niezwykle szczery śmiech nie mogły kłamać.
- Hahaha, serio? Wiesz, że kiedyś też miałam podobnie... - Zaczęłam z uśmiechem, lecz wtedy cały czar prysł i nadeszła ponura rzeczywistość.
- Zayn, jedziemy. - Danielle bez żadnych skrupułów zniszczyła moje jedyne udane spotkanie z Zayn'em.
- Ale już? - Spytał zaskoczony chłopak.
- Tak. - Odparła i uprzedzając mnie powiedziała: - W taki składzie jakim tu przyjechaliśmy.
Zrozumiałam o co jej chodziło, nie chciała po prostu jechać ze mną. Malik ostatni raz spojrzał na mnie, po czym wstał i razem z Dan udali się do auta. Zostałam teraz sama na murku, zastanawiając się w jakim sposób zatem ja wrócę do domu, i gdzie w ogóle podziewa się Liam.
Po jakiś 20 minutach podeszłam do jego Forda i zadecydowałam, że tam na niego poczekam. Mój rzekomy kierowca pojawił się po pół godzinie oczekiwania.
- Gdzie byłeś? - Spytałam nieśmiało, z ukrywaną złością.
- Musiałem parę rzeczy przemyśleć. Ona... Oni już pojechali?
Przytaknęłam, po czym oboje wsiedliśmy w ciszy do auta i wróciliśmy do domu.


(Następnego dnia)

{Victoria}

W szkole cisza i napięcie panujące między nami przytłaczało mnie. Dosłownie. Danielle słowem się do mnie nie odezwała, a kiedy chciałam ją przeprosić, pogadać, wymijała się nadchodzącą klasówką na następnej lekcji. Z Leną było nieco lepiej, ale pomimo paru zdawkowych odpowiedzi jakie mi udzieliła, również nie byłą chętna do rozmowy. Dopiero na lunch'u udało mi się ją dorwać. Śmiały się z czegoś wraz z Dan i paroma innymi dziewczynami.
- Hej. - Uśmiechnęłam się, a pośród nich natychmiast zapanowała cisza. Czułam na sobie ich wzrok, wiedziałam, że one też już znają całą historię z poprzedniego dnia. Cała szkoła znała i póki co byłam tematem numer 1 plotek.
- Musimy iść, Chloe, muszę jeszcze zabrać szafki z książki. Na razie. - Mruknęła Danielle i szybko oddaliła się z dwoma innymi przyjaciółkami.
- Lenny. - Szepnęłam. - Możemy pogadać?
- Uhm, no mów, mów.
- Nie tutaj. W toalecie?
- Och... No dobrze, ale szybko.
Udałyśmy się w dwójkę pośpiesznym krokiem do damskiego wc. Dopiero po upewnieniu się, że w pobliżu nie ma żadnych niechcianych osobników, zaczęłam mówić:
- Lena, co ja mam zrobić?
- Nie rozumiem...
- Wszyscy mnie nienawidzą. Ja nie chciałam żeby tak wyszło, co mam zrobić, żeby Danielle zaczęła się do mnie odzywać?
- Ja... Szczerze mówiąc nie wiem. To co zrobiłaś, było po prostu ohydne i już. Myślę, że Dan musi to przetrawić, i mam nadzieję, iż w końcu się do ciebie odezwie.
- A ty?
- Co ja?
- Ty też mnie już nie lubisz.
Lena westchnęła.
- To nie tak, że cię nie lubię. Dla mnie to też jest ciężkie i dziwne, nie spodziewałam się tego po tobie.
- Zostawisz mnie samą?
- Nie zostawię. - Złapała mnie za ramię. - Wszystko będzie dobrze, tylko ludzie muszą trochę ochłonąć i znaleźć nowy temat plotek. - Poczułam się jak wczoraj, z tą tylko różnicą, że wtedy dotykał mnie Zayn. A co do niego, to w sumie wiele się nie zmieniło.  Zayn jak zawsze jest daleko od jakichkolwiek wydarzeń, obserwuje całe zajście z boku. Co do Liam'a.... On cóż, stracił dużo w oczach wielu lasek, już nie siedzą wpatrzone w niego jak w obrazek. Ale to tylko kwestia czasu, aż zaczną do niego zarywać, w końcu nasz szkolny przystojniak jest wolny.
- A idziesz na dzisiejszy mecz koszykówki? To będzie ciekawa walka, nie sądzisz? - Postarałam się zmienić temat, chciałam gadać z nią i plotkować tak jak za dawnych czasów.
- Taak, klasa Hazzy, Louis'a, Niall i Ben'a kontra klasa Zayn'a, Liam'a, Luke'a i tych wszystkich innych gwiazd, cóż.... Chociaż myślę, że to będzie walka bardziej między Harry'm a Zayn'em. Mam nadzieję, że mu dokopią, cholerny dupek z tego Malik'a.
- Hej, wczoraj cię wziął na ognisko razem z Danielle.
- No tak i jak to się skończyło? On ma jakiś plan, zniszczył ciebie i Liam'a, kto będzie następny?
- Nie, przestań Lenny, on nie jest taki zły. - Zrobiło mi się ciepło na sercu na wspomnienie naszej wczorajszej rozmowy i tego, jaki był miły i troskliwy.
- Victoria, co on ci zrobił? Zapomniałaś, że to jest diabeł, zło wcielone?
- Nie no, jasne, że nie zapomniałam.
W tym momencie przerwał nam dzwonek i musiałyśmy udać się na lekcję chemii. Może jakiś wybuch spowoduje, że nie będę musiała więcej siedzieć w tej szkole.

Na moje nieszczęście lekcja chemii odbyła się bez większych zaburzeń. Dwie ostatnie godziny odwołano, tak żebyśmy udali się na mecz, kibicować. Oczywiście połowa ludzi cichaczem wymknęła się z budynku, gdyż mieli o wiele ciekawsze rzeczy do roboty, lecz ta druga część została i dane im było zobaczyć niezwykły pojedynek. Już na starcie, gdy sędzia wyrzucał piłkę, Zayn z Harrym przepychali się i to raczej było wiadome, że do końca meczu zdążą siebie nawzajem uszkodzić.
Drużyna Hazzy była o wiele sprytniejsza i mieli naprawdę niezłe podania, Harry robił perfekcyjny dwutakt i rzucał kosze jeden za drugim. Jednak chłopaki od Zayn'a mieli duże mięśnie i wystarczy, że raz dotknęli przeciwnika a ten już leżał na ziemi. Ich strategia była prosta:  gdy przeciwnicy mieli piłkę połowa z nich stawała do obrony i rozgrywała się walka o piłkę pod koszem. Gdy już Liam lub Luke zdobyli piłkę powalając innych, wykonywali daleki rzut do Zayn'a lub Micheal'a, którzy zaraz rzucali kosz. Jedyne co mi się nie podobał to fakt, że w ogóle do siebie nie podawali, poza tym jednym dalekim rzutem. Drużyna Louis'a zwinnie omijała mięśniaków i ciągle trzymali się razem, wykorzystując grę zespołową.
Siedziałam obok Leny, która głośno kibicowała Niall'owi, Louis'owi i zwłaszcza Hazzie. Ten ostatni był jednak zbyt zajęty posyłaniem słodkich uśmieszków w kierunku cheerlederek. Jedną z nich była Danielle, która unikała Liam'a jak ognia, a zamiast tego podczas przerw siedziała na kolanach Luke'a, mierzwiąc jego włosy. Widziałam jak jej były chłopak patrzył zazdrością w oczach, nie mogąc nic zrobić.

Na początku czwartej kwarty zmęczenie, zdenerwowanie i emocje udzieliły się wszystkich graczom. Zayn biegnąc z piłką został zatrzymany przez Daniel'a, którego to powalił zaraz na ziemię. Nie wiem czy zrobił to specjalnie czy nie, ale widać było, że Harry się na niego wściekł. Sędzia oczywiście zatrzymał grę i ogłosił rzut z autu, ale Hazz nie darował tego Malik'owi. Przez cały czas lekko go popychał i mu dokuczał aż w końcu Mulat wściekły po prostu go odepchnął tak że Styles upadł na ziemię cicho pojękując.
- Malik, schodzisz. - Sędzie ogłosił swój werdykt.
- Co? - Zaczął Liam. - To ten pieprzony gówniarz zaczął! - Powiedział wskazując palcem na Styles'a. Co do słownictwa była to jedna z wielu cech, które łączyły go z Danielle.
- Payne, bo zaraz dołączysz do kolegi za to swoje słownictwo.
- Ale panie sędzio, Harry go popchnął!
- Nie prawda, Zayn od początku torturuje nas wszystkich! - Nagle wtrącił się Niall.
- Jak ktoś nie umie grać w kosza jak wy.... - Zaczął Luke niebezpiecznie zbliżając się do Horan'a.
- My? My przynajmniej gramy zespołowo a nie staramy się zrobić z siebie jakiś pedalskich gwiazdek! - Blondyn zbliżył się jeszcze bardziej.
- Sam jesteś pedałem! - Odparował Luke pchając go, ale zaraz Louis stanął w jego obronie przywalając Luke'owi.
- Opanuj swoich pedałków, Zayn! - Wykrzyknął Harry śmiejąc się głupio, na co Liam podszedł i mu przywalił w brzuch. Hazza automatycznie wstał chcąc rzucić się na przeciwnika, lecz zablokował go Zayn.
I się zaczęło. Sędzia biegał spanikowany próbując uspokoić rozwścieczonych graczy i udało mu się dopiero po parunastu minutach. Na salę wbiegła pielęgniarka z dyrektorem i wszystkich zabrali do szkoły. Urządzą im prawdziwe piekło, to pewne.
Danielle z innymi laseczkami zaraz pobiegła za nimi, nawet na nas nie patrząc.
- Mówiłam ci, że Zayn to dupek! - Powiedziała Lena, gdy we dwójkę zbierałyśmy rzeczy z trybunów. Chyba końcówki meczu dzisiaj nie ujrzymy.
- Zayn? Ale to Harry przecież udawał rannego, koszykówka to gra dotykowa, wiadomo, że będą jakieś przepychanki. - Odparłam.
- Jasne, ale Zayn od początku wszystkich pchał! Tak samo Liam, pff, skończeni idioci!
Bałam się przyznać, że nie jestem po jej stronie. Ona zażarcie broniła Harry'ego, ja jednak uważałam, że tym razem to Zayn miał rację. Wyszłyśmy na zewnątrz gdzie Lenny zaraz podleciała do Styles'a.
- Nic ci nie jest?
- Nie, nie, słońce. - Uśmiechnął się i przytulił ją. Ja podeszłam do Louis'a, trącając go lekko w ramię.
- Nieźle im dowaliliście.
- Hahah, dzięki, Vic! - Odparł ze śmiechem. - Za to będziemy teraz mieli miesiąc robót, mamy zaangażować się w jakieś akcje i jeszcze będziemy sprzątali szkołę.
- Plus oczywiście obniżone zachowanie, haha. Ale co to dla nas, LouLou, nie? - Stwierdził uradowany Hazza biorąc pod jedno ramie Louis'a, a pod drugie Lenę.
- Zrobiliście to specjalnie, co nie? - Spytałam chłopaków.
- Ale że co? - Odpowiedział zdziwiony Hazza.
- No przecież na serio nic cię nie bolało jak upadłeś.
- Może tak, może nie, ale Malikowi się należało, jebany skurwiel.
- Ej, przecież on ci nic nie zrobił, po prostu grał.
Cała trójka spojrzała na mnie zdziwiona.
- Po czyjej ty jesteś stronie, skarbie? - To był Louis.
- Słuchaj, Zayn przez całą grę popychał i dokuczał nam. Tylko zapewne robił to tak, że nikt z publiki tego nie widział, albo może ty nie chciałaś tego widzieć, co? On nie jest taki dobry, jak ci się wydaje. - Harry odnosił się do mnie z wyraźnym dystansem.
- Nie prawda! - Wykrzyknęłam, czym zwróciłam uwagę Liam'a.
- Co tam, twoi drodzy oszuści przyjaciele ci dokuczają? - Spytał.
- Spadaj pedale. - Odparował Hazza, zaciskając zęby.
- Uważaj Styles, fikasz se.
- Uhm, bo się ciebie boję stary. Idź do swoich słodkich dziewczynek.
- Hoho, ale pojazd. Wystraszyłeś mnie.
- Tak, to dobrze, ciekawe którą teraz namówisz na całowanie się za plecami przyjaciółki, to twoja specjalność, nie? - Tu go dobił.
- Harry, przestań. - Powiedziałam.
- Bo co? Zasłużył sobie, pierdolony zdrajca. A ty go jeszcze bronisz...
- Twoja opinia mnie tyle obchodzi co gówno, Styles. Kiedyś się doigrasz z tą swoją niewyparzoną gębą. Victoria - zwrócił się do mnie - idziesz z nami na pizzę?
- Haha, jak grzecznie, na pizzę. Chodź z nami, posiedzimy sobie na łące z dobrym piwkiem. - Zaproponował Hazza.
- Nie, Harry, mam dosyć waszego piwa. Leny, chcesz iść z nimi pić? - spytałam się jej z niechęcią.
- Ja nie wiem, ale na pewno nie pójdę z Liam'em. - Mocniej ścisnęła rękę Hazzy, który uśmiechnął się pod nosem.
- Chodź, Vic, nie musisz przecież wszędzie chodzić z tymi lamusami. - Liam wyciągnął w moją stronę rękę. Popatrzyłam na jego miły uśmiech, a potem na złość z oczu Hazzy, rozczarowane w oczach Leny i smutek w oczach Louis'a.
- Ja... - Zaczęłam. Z jednej strony wolałam moich dobrych przyjaciół, ale skoro Harry wyraźnie mnie nie chciał... Tym bardziej, że propozycja pizzy była bardzo kusząca, przecież Zayn i Liam wcale nie są tacy źli w dwójkę.
- To jak, idziemy? - Tuż koło nas nagle pojawił się Zayn.
- Victoria, z kim idziesz, bo nie chce mi się tu stać i czekać aż łaskawie wybierzesz. - Powiedział Harry.
- Hazza, przestań, bądź miły, przecież Victoria ma prawo wybrać kogo chce i.... - Zaraz zaprzeczyła Lena.
- Nie, jest okej, Lenny. Pójdę z Zaynem. - Powiedziałam twardo. - Eee i z Liam'em.
Wszyscy trzej spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Do zobaczenia potem, Vic. - Jedynie Louis ciepło się ze mną pożegnał, pozostała dwójka wymamrotała tylko ciche 'Hej' i wszyscy odeszli w kierunku bramy.
- Haha, dobrze, Victoria, postaw się! - Powiedział uradowany Liam, przybijając mi piątkę. Tak samo z Zayn'em.
- To jak, kierunek Demonios, najlepsza pizzeria w mieście? - Spytał Zayn.
- Jaasne. Resztę ludzi zgarniemy po drodze.
- Ej, a kto jeszcze idzie z nami? - Spytałam, zdziwiona tym, że nie idziemy tylko my. Boże, ja nie znam tej całej reszty, to przecież same gwiazdy szkolnej drużyny!
- Luke, Jai, Jake i paru innych gości, jeszcze chyba Chloe, Bridget i jej kumpele, będzie zabawnie, zobaczysz! - Odparł Liam na luzie.
Po drodze dochodziło do nas coraz więcej osób, wszyscy witali się ze mną, Liam nas przedstawiał i takim oto sposobem przy bramie było nas już z 10. Jednak tam czekała na nas dość nieciekawa niespodzianka.
Otóż na bmx'ie siedział sobie Luke, a właściwie akurat lekko podniósł swój sprzęt aby dosięgnąć ust Danielle, które to czule całował. Dziewczyna równie zaangażowana w ten spontaniczny pocałunek, nawet nas nie zauważyła.
- Co wy, kurwa, robicie? - Spytał zaskoczony Liam.
Obydwoje oderwali się od siebie, a Dan oblała rumieńcem.
- Nic, żegnamy. - Odpowiedział ze spokojem Luke.
- Jasne, stary, już się zabierasz za moją dziewczynę, co?
- Byłą dziewczynę, Liamku. - Do rozmowy wtrąciła się Danielle. - Myślisz, że będę po tobie płakać i czekać aż do mnie przyjdziesz? Hahah, za dużo filmów się naoglądałeś. Nie ty jeden możesz w tym życiu zaszaleć. Znalazłam sobie lepszy model niż ciebie. - Uśmiechnęła się, a parę lasek za nami wybuchło śmiechem.
Nie widziałam w tym nic komicznego, a Payne tym bardziej. Zaczął iść w ich kierunku i dopiero mocna ręka Zayn'a go zatrzymała.
- Liam, spokojnie. - Powiedziała Chloe. - Przecież Dan może robić co chce, tak samo ty. - Uśmiechnęła się zadziornie przejeżdżając swoim manicure po jego umięśnionym ramieniu.
- Taak, macie racje. W takim razie udanego popołudnia życzę, misiaczki. - Zasalutował i odwrócił się na pięcie a ja posłusznie podreptałam za nim, nieco przerażona tym całym światem gwiazd.
Popołudnie minęło spokojnie, napisałam mamie, że w domu będę koło piątej. Po pizzy towarzystwo jeszcze trochę się razem pośmiało a potem wszyscy poszli w swoje strony. Zostałam w trójkę z Zayn'em i Liam'em. Malik wyraźnie był zadowolony, po tym jak całe spotkanie jasnowłosa piękność Bridget siedziała mu na kolanach, ocierając się swoim biustem o jego tors.
- Hej, Zayn, jedziemy do ciebie? U mnie w domu starzy siedzą, a ty masz wolną chatę.
- No ja nie wiem.... Chociaż dobra, czemu nie.
- Masz jakiś towar w domciu, co? - Mrugnął do Zayn'a porozumiewawczo.
- Hahaha, dobrze mnie znasz.
- Zaraz, co? - Spytałam, jednak za cicho, by zostać usłyszanym. Po paru minutach siedzieliśmy w przestronnym autobusie, jadąc do domu chłopaka. Krajobrazy zaczęły być znajome, przecież ja już raz tu byłam. Jednak nie wspominam zbyt dobrze tej wizyty.
Salon był jak zawsze schludnie posprzątany, a do pokoju Zayn'a nikt z nas nie miał wstępu. Na kanapie leżało parę koców, które Liam odsunął jednym ruchem ręki. Właściciel przyniósł nam po kubku coca-coli i jakimś małym ciastku.  W sumie nic ciekawego się nie działo, no może poza tym, że chłopcy wypalili po joint'cie i usilnie mnie namawiali do tego samego, ja jednak odmówiłam. Zaczęłam się zastanawiać czy aby piwo z moimi dawnymi (a może jednak nie tak dawnymi?) przyjaciółmi nie byłoby lepsze. Oczywiście potem się zaczęło, jak to po joint'cie. Patrzyli się na siebie przez parę minut po czym obydwoje wybuchali niepohamowanym śmiechem na kolejne parenaście minut. I tak w kółko. Zaczynali mnie łaskotać i dmuchali na mnie dymem z tego ohydztwa. Zupełnie im odbijało.
- Cholera, starzy wzywają. - Powiedział Liam odczytując smsa, przerywając tym samym kolejny żart Zayn'a.
- Już? - Spytał Mulat.
- Nooo. Dobra, ja spadam, mam za .... - Znów spojrzał na wyświetlacz telefonu - Za 5 minut autobus. Do jutra! - Trochę się zachwiał i potknął o kanapę ale w końcu udało mu się ustać. Chłopcy pożegnali się po męsku, a ja dostałam ciepły uścisk.
- Może jakiś buziak? - Spytał Liam z nadzieją w głosie, na co ja powiedziałam:
- A może następnym razem.
- Oooo, dobre, dobre! - Uśmiał się Zayn, który jak się okazuje po zażyciu specjalnych środków również potrafi być wesołym człowiekiem.
- Ja mam za 10 minut, ale też będę się już zbierać. - Zaczęłam po wyjściu Payne'a.
- Niee, no co ty, może jednak sobie zapalisz, co? - Wskazał na talerzyk na którym leżało owe świństwo. - Nauczę cię.
Usiadł tuż obok mnie, podał mi joint'a i kazał wdychać. W sumie, niech mu będzie, ale tylko raz. Pociągnęłam i po paru sekundach zaczęłam się krztusić, a w mojej głowie wszystko skakało.
- Wow, brawo, za pierwszym razem, stara! - Poklepał mnie po plecach, a ja mimo ciągłego kaszlu odpowiedziałam uśmiechem.
Nagle za oknem rozległ się klakson samochodu a Zayn podskoczył jak oparzony. Spojrzał na wiszący zegar i wykrzyknął:
- Chooolera, 4.45, zapomniałem na śmierć! Kurwa.
- Zayn, co się stało? Ciocia wróciła?
- Nie, ktoś gorszy. Kurde, Victoria nie powinno cię tu być. Kurwa, kurwa. - Złapał się za głowę. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak panikującego.
- To może ja pójdę...
- Nie zdążysz, on cię zobaczy. On cię nie może zobaczyć.
Zaczynałam się bać. Kto był taki groźny, że nie mógł mnie zobaczyć?! Cholera, w co ten Zayn się wpakował!
- Kto? O mój Boże, czy on jest niebezpieczny? Co my teraz zrobimy?!
- Zamknij się i mnie słuchaj. Wchodzisz do szafy i udajesz, że cię nie ma, rozumiesz? Nie ma cię! Masz siedzieć cicho, albo kurwa po nas!
- Nie lepiej do twojego pokoju?!
Wtedy usłyszeliśmy czyjeś kroki po parkiecie i zrozumiałam, że nie ma czasu.
- Szafa, JUŻ! - Krzyknął bezgłośnie.
- Dobra!
Sama nie wiedząc co robię, wykonałam polecenie Zayna i weszłam do szafy stojącej w jego salonie. Wisiały tam jakieś sukienki, zapewne jego cioci, a pod nogami miałam stosy prześcieradeł, które już nie były tak ładnie ułożone, po moim wtargnięciu.
Malik ostatni raz domknął szafę, jednocześnie kładąc palec na usta i przypominając mi o byciu cicho, po czym odwrócił się i serdecznie przywitał gościa.
- Mam co chciałeś. Dawaj kasę i spadam, inni klienci czekają. - Usłyszałam mocny głos, gdy lekko przybliżyłam się do otworu i zamrugałam parę razy aby uzyskać ostry obraz. Koleś stojący naprzeciwko Zayn'a był niedużym człowiekiem, o bardzo ciemnej karnacji, tzw. Afroamerykanin, lecz zdecydowanie nie wyglądał miło. Miał na sobie krótkie spodenki w paski i biały t-shirt, ubrudzony jakimiś plamami z tyłu. Podał mu parę paczuszek a ja zadrżałam. Mój umysł składał wszystko w całość, całą tajemniczość Zayn'a, jego bijatykę w lesie i teraz jeszcze to... Kim w takim razie naprawdę jest Zayn Malik?
- Ohoho, joint'cik. - Mężczyzna wziął skręta, który jeszcze przed chwilą dotykał moich ust i sam go zapalił. - Uhm, tęsknie za naszymi wspólnymi czasami, Zayn.
- Tak, ja też, ale wiesz, że już nie mogę.
- Wiem. To co teraz sam palisz? Czy kogoś tu skrywasz? - Rozglądnął się po salonie, a mi zrobił się gorąco.
- Sam. - Odpowiedział szybko chłopak.
- Hm, hm, dobrze, zatem spadam. Zadzwoń jakbyś czegoś potrzebował i Zayn.... - Obrócił się odkładając skręta na miejsce. - Wpadnij kiedyś do nas.
- Spoko. - Mulat odprowadził go do drzwi, a następnie stał przy oknie czekając aż ten odjedzie. W końcu podszedł i otworzył drzwi szafy a ja powoli wyszłam, starając się nie zaburzyć harmonii wiszących sukienek, zaskoczona tym co tutaj przed chwilą zaszło.
- Zayn. Wytłumaczysz mi to? To wszystko?
- To nic. Po prostu kumpel przyjechał.
- Czemu musiałam się skrywać w szafie?
- Bo on nie lubi innych... Takich jak ty. Zresztą lepiej żebyś go nie znała.
- A co on ci przywiózł? Za co  mu płaciłeś? Co się łączy z tym dziwnym kolesiem?
- Przestań zadawać tyle pytań. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Moglibyśmy.... O tym zapomnieć? Udawać, że tego nie było? - Poprosił Malik.
- Tak jak to wydarzenie, w którym zamaskowani kolesie cię położyli na ziemię? - Spytałam.
- Victoria, to jest moje życie i ono cię nie dotyczy. Jakimś dziwnym przypadkiem widziałaś zbyt wiele nieciekawych rzeczy.... Po prostu zapomnij. Tak będzie lepiej i bezpieczniej dla ciebie.
- Chcesz żebym się ciebie bała? - Starałam się zachowywać jak odważna dziewczyna, tak jak bohaterki fantastycznych książek o wampirach, wilkołakach albo upadłych aniołach, których byłam wielką fanką, jednak nie było to takie proste na jakie wyglądało w opowieściach.
- Chcę, żebyś kierowała się rozsądkiem i nie zadawała niepotrzebnych pytań.
- Takich jak: co tu w ogóle do cholery zaszło? Co on ci przywiózł? Co to jest? - Podniosłam i zatrzęsłam paczuszką, która dotąd leżała spokojnie. Chłopak podszedł i wyrwał mi to z ręki, kładąc na komodę za sobą.
- Nic. Coś co należy do mnie, a ty powinnaś już iść. - Złapał mnie za nadgarstek i po prostu zaprowadził do drzwi. Zaczęłam się opierać dopóki nie poczułam jego silnych dłoni łapiących mnie w talii i przyciągających do siebie.
- Mam cię tam zanieść? Sądzę, że się śpieszysz na autobus, czyż nie?
- Przez was już mi odjechał.
Byłam zbyt oszołomiona, żeby kazać mu mnie puścić, zbyt wiele myśli buszowało w mojej głowie. Dopiero na dworze otrzeźwiałam i obróciłam się w jego kierunku. Chciałam złapać go za nadgarstki ale jego ręce w tym momencie puściły moje biodra, przez co nasz dłonie spotkały się w środku drogi i moje leżały teraz na jego. Poczułam jak kciuki chłopaka dotykają wierzchu moich dłoni. Zaskoczona własną śmiałością nie odskoczyłam, nie puściłam jego rąk ( a co dziwniejsze, on moich też nie) spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam:
- Ja nie odpuszczę. Dowiem się prawdy.
Zayn spojrzał na mnie groźnie, po czym nagle znów stał się nieczułym draniem, puścił brutalnie moje ręce i zatrzasnął mi drzwi tuż przed nosem.

__________________________________________________________


Ta daaam! Oto jest Zayn. Jak obiecałam. Nie wiem, czy dobrze to wszystko opisałam, czy wyobrażacie go sobie tak jak bym to chciała. :) Tak czy siak, trochę kłótni i brutalności zawitało w tym rozdziale, zobaczycie jak będzie w następnym!

Pisałam go parę dni, gdyż co chwila coś mi nie pasowało i musiałam poprawiać, tak aby wyszło jak najlepiej, dla Was. :) Proszę, proszę, docencie moje starania i skomentujcie! 


Dużo słońca Wam życzę, kochani!  

xoxo
Mika



+ oczywiście
  HAPPY BIRTHDAY ONE DIRECTION! 
2nd ANNIVERSARY! 
SO PROUD! :')



 


wtorek, 17 lipca 2012

Chapter 9

{Liam}

Wszystko szło zgodnie z planem. Co prawda Victoria trochę się opierała, ale myślę, że mój urok osobisty w końcu ją przekonał. Jadąc autem myślałem nad tym zakładem - może faktycznie był głupi. Miałem udawać geja, pocałować chłopaka dla kasy... No ale w końcu to gruba kasa, a mi się akurat przyda. Gdy zajechaliśmy na miejsce Victoria szybko złapała kontakt z moimi kumplami. Na chwilę się rozeszliśmy, a gdy zacząłem jej szukać, obmacywała się z jakąś laską! Chyba za bardzo wczuła się w rolę bycia chłopakiem... Tak czy siak nadszedł czas aby wygrać zakład. Zaciągnąłem ją za drewniany domek, gdzie czekał już mój kolega - Max. Uśmiechał się głupkowato, jakby wciąż niedowierzając w to, co się za chwilę stanie. 
Spojrzałem w oczy Victorii. Szepnąłem jej parę uspokajających słów do ucha, jednak sam również potrzebowałem otuchy. Miałem pocałować najlepszą przyjaciółkę mojej dziewczyny. Danielle zawsze była tą jedyną, a Victoria.... Chyba kiedyś coś do mnie czuła, nie wiem czy dalej tak jest. Ja zawsze ją widziałem jako zwykłą dziewczynę, nigdy bym nie pomyślał o czymś więcej. Ona po prostu... Nie jest za bardzo w moim typie. Woli się uczyć niż imprezować. W szkole trzyma się jedynie z tą swoją drugą kumpelą, Leną no  i Danielle. A resztę dnia przesiaduje w domu. Jest nudziarą, kujonem. Normalnie takich w szkole się niszczy. Albo chociaż unika. Zajmują się tym tacy jak ja. Ale my nie robimy tego w złych intencjach, wręcz przeciwnie - takie szkolne mózgi trzeba uspokoić, postawić do pionu, bo inaczej zawładną szkołą. To przez nich nauczyciele wciąż podwyższają nam poprzeczkę, wymagają więcej. To taka wojna, coś jak w Star Wars'ach, które znam już na pamięć. Zawsze jak byłem mały oglądaliśmy je z ojcem, nawet miałem całą kolekcję figurek. Tak jakby my rycerze Jedi, walczymy w imię dobra z imperium. My jesteśmy Jedi, a kujony to imperium. Proste. Ona ma szczęście, że kumpluje się z Danielle, w przeciwnym razie stoczyłaby się na samo dno. W każdym razie wiedziałem o jej dużej sympatii względem mnie i nieco to wykorzystałem. Zgodziła się mi pomóc, gdyż od zawsze bardzo mnie lubiła... Moje myśli zagalopowały się stanowczo za daleko, a tymczasem naprzeciwko mnie stała Victoria, czekając na ten feralny pocałunek. 

Zacząłem lekko muskać jej usta, oczekując czegoś w zamian. Jednak ona była sztywna, no tak, oczywiście. Zapewne nigdy się nie całowała. Czyli to ja muszę wszystko rozegrać, normalnie to spoko, byłem całkiem niezły w te klocki, lecz tym razem szło mi to jak po grudzie. W końcu coś się zaczęło. Delikatnie przejechałem dłońmi po jej rozgrzanych policzkach - miała naprawdę delikatną skórę, a ona w odpowiedzi oparła swoje dłonie o mój tors. Rękawy jej marynarki nieco się zawinęły, a daszek czapki dotykał już mojego czoła. Naprawdę się całowaliśmy i muszę przyznać, że... to było całkiem miłe. Do czasu. Przymknąłem oczy marząc i w mojej głowie usłyszałem głos Danielle. Myślałem, że to wyrzuty sumienia, lecz gdy otworzyłem oczy, krzyk nie ustawał. Ktoś naprawdę krzyczał. I to nie byle kto. Moja dziewczyna. 
- Skurwysyny jedne! - Tak, to była definitywnie Danielle. Poczułem jak Victoria gwałtownie odskakuje ode mnie, przerażona. 
- Danielle - powiedziałem.
- Liam, Victoria, co tu się do cholery dzieje?! - Wykrzyknęła. Kątem oka zobaczyłem stojącą obok niej Lenę z rozdziawioną buzią i Zayn'a,  który bez wyrazu stał oparty o drewnianą ścianę domku popalając papierosa i przyglądając się nam z daleka. Włosy mu sterczały do góry a kraciasta koszula wyróżniała się na tle ciemnego drewna. 
- Kochanie, pozwól mi wytłumaczyć.... - Zacząłem, ale nie dane mi było dokończyć. 
- Co chcesz mi wytłumaczyć?! Że za moimi plecami całujesz się z moją najlepszą przyjaciółką?! - Widziałem łzy w jej oczach, a w sercu poczułem ból. To był błąd. To wszystko co zrobiłem...
- Przyjaciółką? - spytał Max. Cholera, zaraz przegram zakład. Nie ważne, Liam! Danielle się teraz tylko liczy!
- Dan, posłuchaj, to było głupie, to był taki przyjacielski uścisk....- Kurwa, jak ja mam wszystko jej wytłumaczyć, gdy obok stoi Max, który nie może o niczym wiedzieć.  - Możemy porozmawiać na osobności?
- A co wstydzisz się mnie?! Nie chcesz mnie nigdzie zabierać, ale Victorię to już całujesz przed wszystkimi, ty cholerny dupku! Masz minutę. Minutę na wytłumaczenie się. Logiczne.
- Victorię? - Znowu spytał całkowicie już zaskoczony Max. 
- Tutaj? - Spytałem cały już zestresowany. 
- Tutaj. Zostało 50 sekund. 
- To miał być żart, chciałem sobie zażartować przed kolegami no, i ten....
- Poczekaj. - Danielle rozszerzyła oczy ze zdziwienia i pokazała palcem na Victorię/Cody'ego. - Dlaczego do cholery ona wygląda jak chłopak?!
- Ona? - Max zmrużył oczy, po raz kolejny nie dostając odpowiedzi. 
- Max, możesz się na chwilę zamknąć, proszę! - Wykrzyknąłem cały już zdenerwowany. Mój plan wymknął się spod kontroli. - Bo to taki bal przebierańców, taka zabawa, no, Danielle sama wiesz jak to jest...
- Ale kity mi tu pociskasz. I to ty, mój chłopak! Kurwa no! A ty Victoria nie lepsza! - Zwróciła się teraz do swojej przyjaciółki. - Przyznaj się, tylko czekałaś na okazję żeby mi go zabrać, od początku się w nim bujałaś! I nawet jak już byliśmy razem, nigdy z niego nie zrezygnowałaś, ty krowo! - Danielle o dziwo nie płakała, tylko kipiała wściekłością, a ja zdałem sobie sprawę jak bardzo źle to wygląda, jak bardzo ją skrzywdziłem. Ją, najważniejszą osobę w moim życiu. Wyraz twarzy Victorii wyrażał nie mniejszy ból niż mój.
- Danielle, czy możemy porozmawiać, proszę... - Victoria wyszeptała ze ściśniętym gardłem. 
- Nie chcę was wszystkich kurwa znać, pizdy jedne!  - Słownictwo Danielle było zdecydowanie nader rozwinięte. Ze swoją wciąż skaleczoną nogą zaczęła lekko kuśtykać w przeciwnym kierunku, a Victoria zaraz ruszyła za nią. Lena stała wciąż osłupiała, zresztą podobnie jak Max. Tylko Zayn, oparty o ścianę, wygodnie skubał w palcach, zerwaną wcześniej, trawę. Lenny rzuciła mi pełne nienawiści spojrzenie i pobiegła za przyjaciółkami. Ruszyłem za dziewczynami, ale w tym momencie Malik podniósł oczy i złapał mnie za ramię, odciągając do tyłu.
- Zostaw je, muszą sobie parę rzeczy wyjaśnić. - Powiedział ze spokojem.
- Cholera, Zayn, ale to moja dziewczyna! I Victoria! To był mój pomysł, moja wina! - Powiedziałem załamany. 
- Prawda, spierdoliłeś to. 
Podniosłem głowę mierząc go wzrokiem. Spodziewałem się jakiegoś pocieszenia, a nie... 
- Będę robił co chce. Muszę iść z nimi pogadać. - Strzepnąłem jego dłoń z ramienia i ruszyłem, ale ponownie zostałem zatrzymany. Tym razem odwróciłem się na pięcie i odepchnąłem Zayn'a.
- Co tu kurwa robisz? - Spytałem.
- Powiedziałem, zostaw je. 
- Gówno mnie obchodzi co ty mówisz. Zresztą to wszystko to także twoja wina. Po co ją tu sprowadziłeś? 
- Spokojnie, Li. Zostałem zaproszony na tę imprezę tak samo jak ty, więc mogłem kogoś przyprowadzić. A Danielle siedziała sama w domu, bo jej chłopak wolał wziąć jej koleżankę Victorię... To zaproponowałem jej wyjście, a ona chciała zabrać również Lenę i tak wyszło. Koniec historii. 
- Ty idioto, zrobiłeś to mi na złość! Czemu chciałeś żebym został przyłapany, co?!
Wiedziałem, że Zayn kłamie. On nigdy nie robi czegoś dla innych, zawsze ma w tym jakiś interes. Znam go bardzo dobrze, zawsze się kumplowaliśmy mimo paru wad, które przecież każdy ma. Dlaczego więc teraz tak mnie wrobił? Chciał żebym się rozstał z Danielle, ale co mu to daje?
- Powiedziałem ci dlaczego. Poza tym chujowo wrobiłeś Victorię, jakbyś chciał rozwalić ich przyjaźń.
Nagle światełko w mojej głowie zaświtało. Jedno słowo w jego zdaniu wyjaśniało wszystko .Zacząłem się śmiać. 
- Victoria. Victoria. Hahaha, Zayn, serio? Ona? Ona! Ona jest twoim przeciwieństwem, stary! Nie pije, nie pali, jest kujonem! Ja wiem, wiem, "przeciwieństwa się przyciągają", ale co ty w niej widzisz? Czego oczekujesz od niej? Ona nawet dobrej dupy nie ma. 
- Spierdalaj Liam, nie o to mi chodzi, dobra? Twoja ma małe cycki, a ja się nie czepiam.
- Nie o to chodzi, powiadasz? To co, nagle zaczęło się interesować moje zachowanie? Zmartwiłeś się, że wykorzystałem Victorię? Sranie w banie, Zayn!
- Owszem. Nie obchodzi mnie Victoria, znam ją zaledwie tydzień. Zresztą jest jak mówisz - ja się troszczę o siebie. Ewentualnie o ciebie,a teraz chyba ci się to przyda. 
- Taa, o mnie. Muszę do nich iść, bo ta dziewczyna coś głupiego zaraz palnie. 
- Victoria?
- Tak.
- Musi ratować swoją przyjaźń z Danielle, nie? Jak to tam laski robią. 
- Tak, jasne,a przy okazji zrujnuje mój związek!
- Namówiłeś ją do złego, więc w sumie to twoja wina. 
- Zayn, po czyjej ty jesteś stronie?!
- Po niczyjej. 
- Uhm. Nie wiem co cię tak nagle do niej ciągnie, ale wierz mi, że nie warto. Ona by cię nie zechciała. 
- To już chyba nie twój interes.
- Więc jednak chcesz tego. 
- Nie chce, Liam przestań!

- No, no. - Przerwał nam głos mojego kumpla Max'a. Szlag, pomyślałem. -Fajne pogaduszki, chłopaczki. Macie problem z dziewczynami? Albo może ze swoimi uczuciami? Och, to taki słodkie, że aż mi się srać chce. Bierzesz dziunię, przelatujesz, jak jest dobra to zostaje, a jak nie to wypad. Proste. - Pstryknął nam przed oczami. -  Liam, nieźle to rozegrałeś, muszę przyznać, żeby wynajmować koleżankę swojej dziewczyny do całowania... Ile jej zapłaciłeś? Albo może wykorzystałeś inną formę płatności...
- Zamknij się, stary. Już i tak jestem w wystarczającym bagnie. Masz kasę. - Z niechęcią podałem mu umówioną sumę. 
- Interesy z tobą to czysta przyjemność, brachu. A tak w ogóle, to siema Zayn. 
- No hej. - Malik kiwnął głową w jego stronę, a ja miałem ochotę ich obydwu uderzyć. Zamiast tego kopnąłem w najbliższy kamień. - Idę do nich, już dość dużo czasu miały na wyjaśnianie.
- Myślisz, że ona chce cię teraz widzieć?
Zamiast odpowiedzieć podszedłem do niego i po prostu popchnąłem, miałem już po dziurki w nosie tych jego cholernych sarkazmów. Zayn nie był mi dłużny i po chwili obydwoje leżeliśmy na ziemi, tak, że Max musiał nas rozdzielać. Stanąłem na prostych nogach, gotowy do uderzenia. 
- Gówniarze jedni, spadać z mojej imprezki. O co wy się kurwa bijecie?! Żadna z tych lasek nie jest tego warta, nie jest nawet ładna, a ta cała Victoria to jakaś pizda, więc nie wpychaj lepiej swojego penisa tam gdzie nie trzeba! - Zaśmiał się Zaynowi prosto w twarz. Cóż, Mulat wiedział jak się bić, a jeszcze lepiej jak ten talent wykorzystywać. Już po chwili Max leżał na ziemi z krwawiącym nosem, a ja odciągałem Zayn'a, który na powrót stał się moim przyjacielem. 
- Słuchaj, ja idę do dziewczyn, a ty bądź tak miły i postaraj się nikogo tu nie poturbować, okej? - W odpowiedzi zostałem tylko szturchnięty w ramię, jednak uspokoiłem się nieco, widząc, iż Malik ochłonął i znów stał się nic nie czującym, palącym pijakiem. 

{Victoria}

Moja lokowata przyjaciółka ominęła całe przyjęcie szerokim łukiem i usiadła dopiero na krańcu ogrodu, tam gdzie niska  trawa ustępowała już wysokim drzewom. Siedziała sama, a obok niej kucnął tylko mały psiak, który wszędzie się szwendał, prawdopodobnie należący do Max'a. Słońce chyliło się ku zachodowi a jej bujne loki błyszczały w nim niczym sztabki złota. 
-Danielle, proszę, porozmawiaj ze mną!
- O czym?! Co wyście w ogóle wymyślili!  Siadam tylko i wyłącznie dlatego, że moja noga nie wytrzyma już więcej i musi odpocząć. Gdybym mogła to pobiegłam bym na koniec świata, jak najdalej od was.... - Jej oczy napełniły się łzami. 
Złapałam ją za rękę, ponieważ tylko na tyle pozwalała mi jej duma. Nie byłam godna jej teraz przytulać, broń Boże pocieszać. Nie byłam godna nazywać się przyjaciółką, szkoda tylko, że zrozumiałam to dopiero po fakcie. 
Opowiedziałam całą historię, nie było sensu tego ukrywać. Gdy doszłam do momentu naszej rozmowy sprzed paru godzin, Danielle nagle się ożywiła:
- Czekaj... Czyli chcesz powiedzieć, że tak jakby sama zdecydowałam o swoim losie, mówiąc, że masz pomóc temu 'przyjacielowi'? A tak naprawdę chodziło o pomoc Liam'owi w tym głupim zakładzie?!
- Tak. - Wyszeptałam, bojąc się jej reakcji. I miałam rację. Wybuchnęła. Krzyczała i była niesamowicie wściekła na mnie. Dopiero Lena przyszła i ją nieco uspokoiła.
- Dan, daj mi dokończyć, proszę...
- Nie! Nie chce się widzieć, ty cholerny zdrajco! Idź się pieprzyć z moim chłopakiem! Byłym chłopakiem!
Mój Boże, ona chce go rzucić. Przez mnie. Czy może już go rzuciła? Nie, nie mogła go rzucić, jeśli on on tym nie wie. Ale zaraz się dowie.  Nie, nie, nie, to się nie może stać! Poczułam się jakby ktoś ze mnie wyssał powietrze, jakbym stała się pustą lalą, zapatrzoną w siebie. Właśnie rozwaliłam związek mojej najlepszej przyjaciółki. Ja, zawsze poprawnie zachowująca się nastolatka, w jednym momencie stałam się ... nikim. Wszystkie wartości jakie kiedyś w sobie ceniłam, zanikły. Pojawiła się złość i wyrzuty sumienia. Łzy zagłuszyły wszystko, widziałam tylko miotającą się Danielle i rozczarowaną Lenę. Wzrokiem szukałam u niej pomocy, lecz ona tylko odwróciła się, podpierając ramieniem szatynkę. 


Zostałam sama. Jak palec. Jak piórko oderwane z ciała ptaka, lecące teraz samotnie na spotkanie z przygodą. Tylko że moja 'przygoda' była z góry przesądzona. Wszyscy mnie znienawidzą. Zniosłabym to, gdyby nie fakt, że dwie moje najlepsze przyjaciółki - Lena i Danielle - nie ufają mi już. Podchodzą do mnie z dystansem. Piórko może trafić na ziemię, może schować się gdzieś za smukłą sylwetką drzewa, może też zostać zauważone przez człowieka, który je weźmie. I będzie mu służyło po wsze czasy. Jednak może też zostać pożarte, rozjechane, zdeptane, zmieszane z błotem i wyrzucone do śmieci. I taki los czekał mnie. Najpierw zrobiłam, potem pomyślałam. Karma zapukała do mych drzwi. Nic tu po mnie - moje nogi jakoś same zaczęły iść w stronę auta, przy którym ujrzałam Zayn'a. 


{Liam}

- Możemy pogadać, proszę? - Spytałem nieśmiało, spoglądając na nieszczęśliwie siedzącą na ziemi Danielle. Wyglądała jak księżniczka, moja mała księżniczka, którą ja tak zraniłem.
- To ja was zostawię. - Rzekła Lena i cicho się wycofała. 
- Nie, zostań, po co masz iść? - Spytała Dan.
- Musicie sobie parę rzeczy wyjaśnić, będę czekać obok. - Uśmiechnęła się i poszła. 
 Spojrzałem na siedzącą obok mnie dziewczynę, która oparła rękoma głowę i spojrzała na mnie.
- Nie mamy za bardzo o czym gadać. Wszystko jest jasne. Nie chcesz mnie, to nie. 
- To nie tak. Zakładam, że Victoria już ci wszystko wyjaśniła, ale posłuchaj, to był tylko głupi zakład. Ten pocałunek nic dla mnie nie znaczył, ja zawsze kochałem ciebie. - Taka była prawda. Mimo tych wszystkich dziewczyn kręcących się wokół mnie, zawsze to ona była tą jedyną. Była moim oczkiem w głowie, moim tlenem potrzebnym do życia. Zawsze jej pilnowałem, żeby nikt jej nie skrzywdził, a tym czasem to ja okazałem się jej koszmarem. Moje serce pękało z bólu i jedynie jej głos, będący jak miód na moje serce, był w stanie mi pomóc. 
- Sraj się, Liam, nie wierzę ci! To nie jest twój pierwszy raz, kiedy mnie zdradzasz!
- Co?
- Myślisz, że ja nie wiem, co robiłeś z Lisą w kącie, na osiemnastce u John'a, dwa tygodnie temu?! Wszystko wiem! Tak samo z Mirandą, kiedyś w lesie, na ognisku.... Jesteś podły, wiesz?! Ale wybaczyłam ci to. Wybaczyłam ci, bo cię kocham, bo wiem, że byłeś pijany, że to nic nie znaczyło... A teraz?! Teraz to wszystko zaplanowałeś! Każdą sekundę tego dnia! Wyjazd, imprezę, pocałunek! To boli najbardziej! Że byłeś świadomy tego, że mnie zdradzasz i chciałeś tego.... - Danielle rozpłakała się, a ja nie mogąc się już dłużej powstrzymać, wziąłem ją w ramiona, szepcząc cicho:
- Już dobrze, Dani, wszystko będzie dobrze. Naprawię to, obiecuje. - Wetknąłem nos w jej niemalże kaszmirowe włosy i wdychałem słodki zapach róż, którym zawsze była przesycona. To perfumy, mój prezent dla niej na ostatnią rocznicę. Dziewczyna płakała mi w koszulkę i biła swoimi pięściami mój tors, próbując się wydostać, jednak ta mała iskierka uczucia, która w niej pozostała, tuliła się głową do mojej szyi. 
- Nie cierpię cię, tak strasznie cię nienawidzę, ty dupku skończony! Za to że się w tobie zakochałam, a ty jesteś taki podły! 
Dopiero po jakiś 10 minutach doszła do siebie, wysunęła się z moich ramion i zwróciła głowę w drugą stronę. 
- Przez ciebie makijaż mi się rozmazał. - Powiedziała już spokojnie. 
- Wiesz, że i bez niego jesteś piękna, prawda?
- Przestań. Liam, uważam, że czas to zakończyć. 
- Co?
- Nasz związek. - Obróciła się teraz twarzą w moją stronę, świdrując mnie wzrokiem. 
- Ale Danielle, przez tą jedną rzecz?
- To nie jest jedna rzecz. To jest  już któraś z kolei! Kurewsko źle to rozegrałeś, kochanie. Tak, że nie mogę ci już zaufać. 
Siedziałem zszokowany, a ona kontynuowała. 
- Nie będziemy robić z tego jakiegoś wielkiego dramatu. Po prostu zostaniemy przyjaciółmi i już. Tylko że nie będziemy się już mogli całować na każdej przerwie, dotykać, siedzieć i przytulać... Jedynie małe uściski i przelotne spojrzenia. Jak kiedyś. 
- Nie pamiętam tego 'kiedyś'. Wydaje mi się, że jesteśmy razem od zawsze.
- Tak. Mi też. - Westchnęła. Wstała, na co ja zrobiłem to samo. Staliśmy teraz dokładnie naprzeciwko siebie. 
-  Nie rób tego, proszę. Daj mi jeszcze jedną szansę. 
- Nie. Nie chcę. 
- Spójrz na mnie. - Dotknąłem jej podbródka. Stanie na przeciwko Danielle to było coś innego niż z Victorią. Tutaj czułem jej pewność siebie, jej ciepło, jej miłość. Tam nie czułem nic. - Za chwilę będziesz tego żałować. Przecież się kochamy, tak?
- Już tego żałuje. Zrozum. Mnie to boli tak samo jak ciebie. Ale może da ci to do myślenia i uchroni następną twoją dziewczynę przed takim cierpieniem, jakie sprzedałeś mi. 
- Ja nie chciałem, zobaczysz, że jeszcze wszystko się zmieni... Ja się zmienię. 
- Nie wierzę już w to. - Delikatnie dotknęła mojego policzka, przejeżdżając opuszkami palców po nim a potem po ustach. Następnie spojrzała w dół i objęła mnie rękoma w pasie, przytulając mocno, jednocześnie szepcząc do ucha:
- Chciałabym ci wybaczyć, ale nie potrafię. 
Pocałowałem jej kasztanowe loki, a ręce splotłem wokół jej talii, przyciągając mocniej i modląc się aby mnie nie puściła. Aby to przemyślała jeszcze raz... Nagle czar prysł a ona po prostu zwolniła uścisk i zamierzała już odejść, jednak ja zaryzykowałem i złapałem ją za rękę, mówiąc:
- Pocałuj mnie, jeśli jeszcze mnie kochasz. 
Zastanawiała się tylko chwilę. Potem już nic nie miało dla mnie znaczenia, bo poczułem jej miłość, ciepło i pożądanie. Nigdy mnie tak nie całowała, co jednocześnie było miłe i przerażające. 
- Kochasz mnie. - Stwierdziłem z uśmiechem na twarzy.
- Kocham. Bardzo. Ale nie możemy być razem. - Uśmiech zszedł mi z twarzy. 
Danielle ostatni raz spojrzała mi głęboko w oczy, po czym po prostu odeszła. Co prawda jeszcze przez długi czas widziałam ją jak kuśtyka, miałem szansę zatrzymać, lecz co by to dało? Jeśli los postanowił nas rozdzielić, to ja nie mam tu nic do gadania. Mówi się, że sami jesteśmy kowalami własnego losu, lecz w tym wypadku... Moje największe szczęście mnie opuściło. 

______________________________________________________

Witam, witam, po długiej przerwie, prawie miesięcznej! :O Jest mi niesamowicie głupio z tego powodu. Bardzo, ale to bardzo Was za to przepraszam. 
Rozdziały będą się oczywiście pojawiać teraz częściej, jako że siedzę dłuższy czas w domu. Mam nadzieję, iż mnie nie zostawicie i będziecie dalej czytać moje opowiadanie. :)
 
Ten rozdział całkowicie poświęcony jest Danielle i Liamowi. Boli mnie ich rozstanie,ale tak trzeba. Szczerze mówiąc mi też doskwiera już brak Zayn'a, także w następnym będzie pokazana rozmowa jego i Victorii, a co jej szczegółów... Zresztą, przekonacie się sami! (:

Mam nadzieję, że dobrze się bawicie podczas wakacji i mimo dość niespecjalnej pogody, cieszycie się pełnią lata. :D Ja niestety siedzę w domu chora. :( Nie przynudzam już więcej, trzymajcie się i szalonych wakacji Wam życzę! 

xoxo
Mika 


poniedziałek, 16 lipca 2012

Siema. : )

Chciałam bardzo przeprosić za to, że rozdziały nie pojawiały się w ostatnim czasie. Byłam na dwutygodniowym wyjeździe i wróciłam dopiero wczoraj. Ale za to mogę Was zapewnić, iż rozdział jest w przygotowaniu i na pewno pojawi się jutro, jeśli nawet nie dzisiaj. :)

Wszystkie blogi, które czytam a które ostatnio trochę zaniedbałam, obiecuję, że nadrobię w najbliższe dni. :]

Jeszcze raz Was przepraszam i dziękuje za wszystkie wejścia i komentarze, nawet nie wiecie jak bardzo mnie to motywuje. :')
Jak tam Wam mijają wakacje? Mam nadzieję, że wspaniale! :D

xoxo
Mika

KLIK - najlepsza letnia nuta (:
++ trochę lata poniżej. ♥ 
























Po więcej zapraszam tutaj:


Do jutra! 



poniedziałek, 18 czerwca 2012

Chapter 8

{Victoria}

Czy można być jednocześnie szczęśliwym i rozczarowanym? Najwyraźniej tak. Stałam ze złożonymi rękoma, mierząc Liam'a wzrokiem czy aby na pewno wszystko z nim dobrze. Jego prośba bowiem była dość nietypowa.
- Czy możesz powtórzyć? - Powiedziałam, mając nadzieję, że to tylko głupi sen. 
- Założyłem się z kolegą, o to, że mógłbym być gejem i .... pocałować chłopaka. Wiesz, o grubą kasę. Tak więc jako, iż jesteś moją przyjaciółką, mogłabyś tego chłopaka.... udawać. Oczywiście dostaniesz swoją cześć pieniędzy i tak dalej....
- Nie chodzi o kasę, Liam. Co ci strzeliło do głowy żeby się o takie głupoty zakładać?!
- Ciiii, mów ciszej Victoria. Nikt o tym nie wie i niech tak zostanie. 
- Liam! To jest głupie, nie rozumiesz? Po co o takie coś się zakładać, nie jesteś gejem i...
- Kasa. - Pstryknął mi palcami przed nosem. 
- Głupota. Zresztą poproś Danielle. Całujecie się na okrągło. - Naburmuszyłam się. 
- Ale on, mój kolega zna Danielle. Rozpozna ją.
- Liam, ale ja... Ja nie mogę. - Poczułam wielką gulę w gardle. Jeden jedyny raz miałam okazję aby pocałować chłopaka moich marzeń, lecz ja rezygnuję. Zresztą sądzę, że większość zrobiłaby podobnie. Mam udawać jego chłopaka?! Mam się bawić z nim w udawanie homoseksualistów! To jest ... jakby naśmiewanie się z tych ludzi, z ludzi innej orientacji, którzy przecież tak samo jak  my zasługują na równe prawa. 
- To by był taki niewinny żarcik, zabawa....- Złapał mnie za rękę, a moje ciało automatycznie przeszły ciarki. 
- Nie...
- Wczoraj na imprezie pokazałaś mi swoją szaloną stronę, nie chowaj jej teraz Vic. - Uśmiechnął się cwaniacko. - Proszę. Zrób to dla przyjaciela. 
- Nie.... Nie wiem, Liam.
- Victoria no, proszę cię tylko o jedną małą przysługę. Jesteś mi to winna, gdyby nie ja wczoraj byś nie doszła nawet do domu. - Spochmurniał.
- Co jeśli odmówię?
- Nic. Nie pomożesz swojemu przyjacielowi i tyle. Zachowasz się chamsko, ale to twoja sprawa.
- To co, nie będziemy już przyjaciółmi bo odmówię pomocy ci w tym cholernie głupim zakładzie?
- Może.
Nie takiego zachowania spodziewałam się po Liam'ie. Był zawsze dla mnie wzorem idealnego chłopaka, który wybaczy, przytuli, zrozumie. A teraz... On mnie szantażuje. Albo mu pomogę albo koniec naszej przyjaźni, która trwa dopiero niecałą dobę. 
- To jak?- Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie wiem, Liam. Nie spodziewałam się tego po tobie. - Wyrwałam rękę z jego ciepłego uścisku i usiadłam na plaży, kładąc obok deskę. Odechciało mi się surfować, mimo tej pięknej pogody.
- Vic. - Usiadł obok i delikatnie mnie objął. - Proszę. - Szepnął mi do ucha, przy okazji muskając je swoimi ustami. 
- Zrozum, nie mogę ranić Danielle....
- Nie ranisz jej! Przecież nikt się o tym nie dowie.  Pomożesz mi, no proszę....
- Nie wiem, Liam. To jak zdrada. Nie mogę całować chłopaka najlepszej przyjaciółki za jej plecami...
- A nie chcesz tego? - Uśmiechnął się. Już chciałam gwałtownie zaprotestować ale on powiedział: - Żartuję no. 
- Muszę iść. Źle się czuję. Napiszę ci smsa co o tym sądzę, dobrze?
- Tylko dzisiaj. Poza tym zostań z nami, popływaj...
Nie potrafiłabym pływać spokojnie tuż obok niego... Obok jego umięśnionego, rozpalonego od słońca ciała, które teraz obejmowało mnie.... Wstałam i wzięłam deskę. 
- Muszę spadać. Do zobaczenia.
Liam także wstał i przybliżył się do mnie na odległość kilku milimetrów. Dotknął ręką mojego podbródka i powoli przybliżał swoją twarz do mojej. Oczarowana jego głębokimi oczami dopiero w ostatniej chwili odwróciłam głowę, tak, że jego buziak wylądował na moim policzku. Nie mogąc dłużej na niego patrzeć, wzięłam nogi za pas i czym prędzej pobiegłam wzdłuż plaży. Nie mogłam wrócić tak po prostu do domu, więc jedynym wyjściem było udanie się do Leny. Może ona coś wymyśli... Pomoże mi jakoś, zaradzi problemowi. W przechowalni zostawiłam deskę, moja półka czekała już, co prawda nieco zakurzona, lecz wciąż ta sama. 
- Miło, że wróciłaś. Dawno nie pływałaś. - Zagadnął do mnie Greg, właściciel .
- Ach, tak, wiem. Przepraszam. 
- Czemu deska jest sucha? - Mówił biorąc ode mnie sprzęt. - Nie używałaś jej? Zobacz jakie fale!
- Nie... Jakoś źle się czuję. Ale przyjdę jutro, obiecuję. 
Uśmiechnęłam się, po czym przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia z plaży. Gorący piasek nagle zamienił się w suche drewno w postaci podestu, aż w końcu wyszłam na ulicę, od której aż czuć było ciepło. Szłam mijając tysiące roześmianych ludzi, aż w końcu napotkałam dom Leny.
Zapukałam i poczekałam parę sekund, aż w końcu w drzwiach ukazała się sylwetka.... babci mojej przyjaciółki.
- Ach Victoria, skarbie co cię tu sprowadza? - Spytała.
- Ja do Leny... - Przestąpiłam próg lecz zostałam zatrzymana przez staruszkę.
- Ma karę. Nie może wychodzić... Wiesz, wczoraj trochę przesadziłyście z imprezą.
- Ale... Ale chociaż na chwilkę, ja do niej mam sprawę...
- Nie, nie. Mama jest dzisiaj w złym humorze, martwiła się całą noc o naszą małą Lenę... Przyjdź jutro . Do widzenia. - Pożegnanie było o wiele chłodniejsze niż przywitanie.
Zdziwiona odeszłam parę kroków i usiadłam na krawężniku za rogiem. Wykręciłam szybko numer mojej przyjaciółki ale odpowiedziała mi poczta głosowa. Najwyraźniej telefon też jej skonfiskowali. Załamana własną samotnością schowałam głowę w kolanach. Po chwili namysłu zdecydowałam, iż pozostała mi teraz tylko jedna osoba... Danielle. Tylko ona będzie umiała mi dobrze poradzić. Jednak nie mogę jej powiedzieć wprost o co chodzi. Cóż, nie mam nikogo innego, głupio mówić Louis'owi o takich rzeczach,  a Lenny ma karę...
Wsiadłam w najbliższy autobus, który zajechał prawie pod dom Peazer. Wyszłam, wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie. Jako że pogoda była piękna, Danielle siedziała w ogródku opalając się i przeglądając najnowsze magazyny. Jej wciąż skręcona kostka spoczywała spokojnie na leżaku.
- Heej Dan. - Ucałowałam ją zaraz po wejściu przez furtkę.
- Och Vic!  Myślałam, że siedzisz na plaży. - Uśmiechnęła się. - Opowiadaj, jak było na imprezie!
Po pół godzinie historyjek, śmiechów i zażaleń wreszcie przeszłam do sedna.
- Wiesz, mam jednego przyjaciela... Który tak jakby mnie o coś poprosił. Lecz jest to dość niemiła i nie wygodna propozycja dla mnie.... I nie wiem co zrobić.
- Czy on chce cię skrzywdzić?
- Niee, on chce się po prostu zabawić.
- No cóż, skoro to jest twój przyjaciel, to zakładam, iż sobie ufacie....
- Sugerujesz, że powinnam mu pomóc?
- Ja bym tak zrobiła, ale decyzja należy do ciebie.
Przełknęłam ślinę. Już, już chciałam powiedzieć Danielle całą prawdę, ale poczułam wibracje komórki w mojej kieszeni. Liam. O wilku mowa.
- Eee, poczekaj, mama dzwoni. - Odeszłam na bezpieczną odległość i szepnęłam do telefonu: - Czego chcesz?
- Przemyślałaś wszystko?
- Takkk.
- I?
Zamilkłam na chwilę. Zgodzić się czy nie? Z jednej strony tak bardzo chciałam aby mnie polubił, chciałam mu pomóc, ale skoro ma to być zdradą....
- Victoria? Jesteś tam?
- Dobra.  - Wypaliłam w końcu.
- Zgadzasz się?! - Wykrzyknął z entuzjazmem.
- Yhm. Chyba tak .
- To wspaniale! Vic, uwielbiam cię! Jutro o 16 jest ognisko, więc wpadnę po ciebie około 15.15 i pomogę ci się ucharakteryzować. Na razie! - Rozłączył się zostawiając mnie i moje zmartwienia same.
- Danielle, uhm.... Musze lecieć, mama wzywa. - Skłamałam, gdyż nie mogłam dłużej z nią siedzieć i kłamać jej prosto w twarz. W moim wnętrzu zło wygrało walkę z dobrem, mimo iż sama tego nie chciałam. To było za wiele. W mojej głowie tysiąc myśli  na raz biło się ze sobą, a ja starałam się w tym całym bałaganie znaleźć właściwy autobus do domu. Na zegarku dochodziła godzina 3 po południu, także mama z pewnością szykuje jakiś obiadek. Nie myliłam się. Już od progu dało się poczuć zapach kurczaka, a na stole ujrzałam przygotowaną sałatkę warzywną. Po szybkich powitaniach opowiedziałam mamie o "świetnej zabawie" na plaży oraz wizycie u Dan, oczywiście słowem nie wspomniałam o sprawie z Liam'em.
Po smacznym obiedzie udałam się do nauki i tak spędziłam resztę dnia. Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi byłam tak padnięta, że po prostu padłam wyczerpana na łóżko.

(Następny dzień)

Już od 5 rano nie mogłam spać, myślałam o całym niedzielnym dniu, który właśnie się zaczynał. O tym, że nie mam żadnego kontaktu z Leną, o kłamstwie, które wcisnęłam Danielle i wreszcie o wyprawie jaka czeka mnie z Liam'em... Wszystko to razem wzięte spowodowało, iż z bezradności zaczęłam płakać, a zmęczona płaczem szybko ponownie usnęłam. Tym razem wstałam o normalnej porze, tj o godzinie 9. Po śniadaniu przejechałam się rowerem do sklepu po parę warzyw i owoców, gdyż mamie nagle zachciało się zdrowo odżywiać. Udało mi się przez to trochę odświeżyć i oprzytomnieć. Kolejne południe spędziłam zajętą nauką. Sprawdzian z chemii w najbliższy wtorek prześladował mnie już od dawna. Około 15 do domu zadzwonił dzwonek. Wyjrzałam przez frontowe okno i ujrzałam bordowego Forda Fiestę przed bramą. Liam.
- Wcześnie jesteś. - Mruknęłam na powitanie otwierając mu drzwi.
- Tak, ponieważ muszę z tobą parę rzeczy obgadać. Po pierwsze... - Zaczął.
- Hej, może nie tutaj, chodźmy do mojego pokoju. - Zaproponowałam chcąc uniknąć konfliktu z mamą. Jednak ta jak zawsze pojawiła się w najmniej odpowiednim momencie.
- Ooo, witam. Kim jesteś? - Spytała się podając rękę w kierunku chłopaka.
- Liam Payne, miło mi panią poznać. - Zachowywał się niezwykle grzecznie, wiadomo, on wie jak należy rozmawiać z kobietami.
- Jedziecie na ognisko, tak?
- Tak. Ale niech się pani nie martwi, odwiozę Victorię do domu całą i bezpieczną.
- Och, mam nadzieję. Chcecie coś do picia?
- Nie trzeba, mamo. - Odpowiedziałam za nas dwojga i pociągnęłam Liam'a na górę.
Podczas drogi przez kręte schody do mojego pokoju, chłopak cały czas przyglądał mi się z uśmiechem.
- O co chodzi? - Spytałam rozbawiona gdy już wstąpiliśmy do mojego królestwa. - Jestem gdzieś brudna czy jak?
- Wszystko w porządku. Po prostu wyobraziłem sobie ciebie w męskich ciuchach, które ci przyniosłem i stwierdziłem, iż będziesz wyglądasz bardzo przystojnie. - Puścił mi oczko a moje nogi odruchowo zrobiły się jak z waty. Usiadł na łóżku i zaczął wyciągać ze swojej torby moją dzisiejszą garderobę. Czarne rurki, biały luźny t- shirt z wcięciem przy klatce piersiowej i gustowna ciemna marynarka.
- Trochę gejowata ta koszulka. - Stwierdziłam.
- O to chodzi. - Wyszczerzył się. Nagle komórka Liam'a, leżąca do teraz spokojnie na stoliku, zaczęła gwałtownie wibrować.
- Zayn? - Przeczytałam krzywe literki z wyświetlacza.
- Ach, czego on znowu chce. - Naburmuszył się chłopak biorąc urządzenie do ręki. Drugą machnął do mnie, podając mi  jednocześnie męskie ubrania. - Masz, idź się przebrać do łazienki a ja pogadam z Zayn'em. Pamiętaj, schowaj cycki.
Zrobiłam co kazał, jednak ze względu na to, że łazienka znajduje się tuż za ścianą mojego pokoju, słyszałam każde słowo z jego rozmowy z Mulatem.
- No siema, Zayn, czego chcesz? Proszę? Tak jedziemy na ognisko, zgodnie z planem. Tłumaczyłem ci  już, że wcale jej nie wykorzystuję.... Victoria sama zgodziła się mi pomóc. Przestań dramatyzować Zayn, idź sobie coś pojaraj i zaraz ci się polepszy. Tak nawiasem mówiąc Victoria jest teraz naga w łazience... Chcesz z nią pogadać? - Usłyszałam śmiech chłopaków i zbliżające się kroki.
- Liam, pogięło cię! - Wykrzyknęłam zdenerwowana.
- Haha, widzisz, już jest podniecona. - Teraz ich wspólny śmiech stał się jeszcze głośniejszy. Ubrana wyszłam szybko z łazienki i rzuciłam Liam'owi wściekłe spojrzenie.
- Ulala, ale seksownie wygląda. - Powiedział chłopak do słuchawki lustrując mnie wzrokiem. - Żałuj , że nie możesz jej widzieć, hahaaha. Co mówisz? Ooo, czyżbyś był zazdrosny? Nie, w ogóle. Bardziej się martwisz o nią niż o swoje papierosy... Co jest dziwne. Dobra, spierdalaj Zayn, będę robił co mi się podoba. Nara. - Rozłączył się i wrzucił telefon do torby. -  Gotowa?
- Nie wiem. - Nie miałam jednak czasu na zastanowienie się, gdyż Liam gwałtownie mnie pociągnął na dół, pożegnał się z moją mamą i posadził mnie na przednim siedzeniu jego Forda.
- A więc Cody.  - Zwrócił sie do mnie, zapalając silnik. -  Zwiąż teraz włosy i schowaj pod tym. - Podał mi czerwono - czarnego full capa (czapka z płaskim daszkiem).
Nie odezwałam się słowem, gdyż coraz mniej podobała mi się ta zabawa. Te całe żarty, w ogóle ten zakład był jakimś nieporozumieniem. Po 10 minutach jazdy Liam pogłaskał mnie czule po kolanie.
- Masz ochotę poćwiczyć pocałunek? - Spytał z chytrym uśmiechem.
- Fuj, nie! Przestań, jesteś ohydny. - Strzepnęłam szybko jego dłoń.  - Daleko jeszcze?
- Nie, kochanie. - Odparł po czym przechylił się w moją stronę dotykając swoimi ustami mojego policzka. Odepchnęłam go wściekła przez co o mało nie wylądowaliśmy w rowie.
- Patrz jak jeździsz, do cholery,nie chcę zginąć! - Zaczęłam krzyczeć.
- Już, już uspokój się. Boże, Victoria zamknij się wreszcie!
- Chyba Cody. - Prychnęłam.
- O, nareszcie załapałaś. Partnerze.
- Tymczasowy partnerze.
Resztę drogi przejechaliśmy w kompletnej ciszy. Przerywały nam ją jedynie urywki radia, które bezskutecznie próbowało wydać z siebie jakiś pojedynczy chociażby odgłos przypominający muzykę. Lecz przez brak zasięgu nie udawało mu się to, nawet po tysiącach prób. Przypominał teraz trochę mnie - ja również krzyczałam bezgłośnie o pomoc. Jednak za błędy trzeba płacić. Zauroczona Liam'em zapomniałam kompletnie o moich przyjaciółkach i teraz za karę jadę na te męczarnie. Będę całować chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki, która święcie wierzy, że wszystko jest w porządku... Przeszedł mnie dreszcz. Zapragnęłam uciec, wyskoczyć z tego auta, ale wiedziałam, że przy prędkości z jaką jechaliśmy mogłoby to być dość ryzykownym posunięciem. Siedziałam więc dalej na skórzanym siedzeniu, bezradnie wpatrując się w pustą drogę przed nami.

Z daleka ujrzałam parę domków a przy jednym z nich wkrótce zatrzymaliśmy się. Chrząknęłam chcąc poprawić nieco głos na nieco bardziej męski, chociaż według porad Liam'a najlepiej by było gdybym nic a nic nie mówiła. Z rozmachem otworzyłam drzwi i, poprawiając przy wyjściu marynarkę, z równie dużą siłą je zamknęłam. Paru gości się do mnie obróciło. Po chwili podeszła do nas grupka chłopaków, zaczęli przybijać piątki Liam'owi, po czym i ja się do tego dołączyłam. Potem zaczęło się przedstawianie dziewczyn i ciche pogwizdywania gdy któraś z nich była gorąca. Szczerze mówiąc dla mnie wszystkie wyglądały tak samo i były równie obrzydliwymi plastikami, ale cóż, różne bywają gusta.
- Siema Liam. - Podszedł do nas opalony chłopak w niebieskim t-shirtcie z DC.
- Siema stary, poznaj Cody'ego. - Podałam mu rękę.
- Oo, widzę, że naprawdę chcesz wygrać ten zakład.... Czyli będzie buzi buzi?
- Oczywiście. - Rzekł Liam i klepnął mnie w pupę, na co ja aż podskoczyłam.
- Hahah, już się nie mogę doczekać! Znajdę was potem, dzióbeczki! - Mrugnął i wtopił się w tłum.
- Liam! - Odciągnęłam go na bok.
- Co? - Odparł rozbawiony.
- Miałam cię tylko pocałować, a nie urządzać jakieś sceny miłosne! - Szepnęłam.
- Och, na tym polega związek gejów. Na obmacywaniu się! - Znów ten jego śmiech.
- Nie prawda! Liam, nic o nich nie wiesz, śmiejesz się z tych ludzi, zachowujesz jak idiota! Mam ciebie dość. - Tupnęłam nogą i odeszłam w stronę straganów z piciem. Nalałam sobie kubek coli i zaczęłam łapczywie pić.
- Hej... Cody, tak? - Podeszła do mnie szczupła platynowa blondynka i uśmiechnęła się zadziornie.
- Tak. - Odpowiedziałam niepewnie. - A ty jesteś?
- Alice. Miło mi cię poznać. Pierwszy raz tutaj?
- Tak jakby.
- Chodź, oprowadzę cię. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż przedtem i bez zapytania złapała mnie za rękę ciągnąc na przód. Zapoznawała z każdym napotkanym osobnikiem, aż wreszcie zmęczeni usiedliśmy na ławkach, nieopodal ogniska. Ja zajęłam miejsce z brzegu a ona po prostu usiadła sobie na moich kolanach, mimo iż cała reszta siedzenia była wolna. Wytrzeszczyłam oczy a po moich plecach zaczęła spływać stróżka potu. Napięcie wzrosło gdy dziewczyna zaczęła mnie ciągnąć za koszulę i próbowała zdjąć czapkę. O mało nie wpadłam! Nie mogłam uwierzyć, że... Że ta laska właśnie ze mną flirtowała! O mój Boże! Nie dość, że sama byłam dziewczyną przebraną za chłopaka to jeszcze nawet ona nic o mnie nie wiedziała... Nawet nie spytała czym się interesuję. Niektórzy ludzie są naprawdę płytcy, co bywa przerażające.
- Tu jesteś. - Usłyszałam głos Liam'a, który w tej chwili był jak zbawienie. - Hej ty! - Wskazał palcem na Alice. - To mój partner, idź sobie znajdź własnego.  - Dziewczyna aż wstała ze zdziwienia a Payne korzystając z okazji odciągnął mnie na bok i szepnął:
- Ładnie, ładnie, już mnie zdradzasz? I to z dziewczyną? Więc od teraz jesteś lesbijką?
- Nie zaczyna się zdania od więc.
- Zamknij się i chodź się całować.
- Co?! - Wydałam z siebie głuchy okrzyk, zaskoczona niespodziewanym rozkazem. Wiedziałam oczywiście, że ten moment kiedyś nadejdzie, lecz nie spodziewałam się, że tak szybko... Nim się obejrzałam znalazłam się z Liam'em sam na sam za jakimś domkiem, a obok nas równie szybko pojawił się chłopak w niebieskiej koszulce, z którym Liam się założył.
- No to patrzę, gołąbeczki. - Rzekł zadowolony.
- Rozluźnij się. - Szepnął Liam do mojego ucha, podchodząc i łapiąc mnie za nadgarstki. Nagle wszystkiego mi się odechciało, dosłownie. Ale nie było już wyjścia. Stałam tam, oszołomiona i nieprzygotowana do tego co miało nadejść... Ale Payne doskonale wiedział co robić. Na początku lekko mnie pocałował, trzymając wciąż za ręce, by potem pogłębić pocałunek, jeżdżąc swoimi ogromnymi dłońmi po mojej szyi aż wreszcie po rozgrzanych policzkach. W moim brzuchu latało tysiące motyli, a świat nagle przestał istnieć. Stałam tam ja i on, a dookoła była pusta łąka z wiecznie święcącym słońcem i kolorowymi jednorożcami skaczącymi wesoło... Mimo iż całowałam się z nim jako chłopak, jako homoseksualista, wewnątrz czułam co innego. Nie wiedziałam, czy dla niego znaczy to równie dużo ile dla mnie, lecz miałam cichą nadzieję, że tak.

Wtem tę jedną z najlepszych chwil w moich życiu przerwał czyiś wrzask. Roztrzaskał moje bębenki na kawałeczki, obijał się od wszystkiego dookoła, lecz najgorsze było to, że rozbił także moje serce.... Gdyż dobrze wiedziałam do kogo należał.

Danielle.

_________________________________________


Chujowy.
Nic innego nie może określić tego rozdziału. Nie podoba mi się. Jedynie końcówka może jakoś wyszła, ale reszta... To porażka, po prostu.
Cóż, komentarzy ubywa, a ja pomału popadam w depresję pisarką. Jeśli przeczytałeś, proszę, błagam, zostaw jakiś znak. :C

Dziękuje oczywiście wszystkim, którzy komentują i czytają, jesteście niesamowici! Piszcie kogo chcecie więcej, kogo mniej! :) Wszystkie komentarze mile widziane. <3

Tak więc wstawiam ten rozdział tak szybko z okazji moich urodzin. :) Dzisiaj w szkole wszyscy mi wyjedli całą torbę cukierków, ale nie martwcie się, zaoszczędziłam trochę dla Was! :D

Nie męczę Was już moimi głupimi  przemowami, powodzenia w zdobywaniu ostatnich ocen i szykujemy się do lata! (OMG, 2 TYGODNIE)

xoxo
Mika



PS. W następnym będzie więcej Zayn'a, obiecuję!